Nie wiem od czego zacząć. Nie znajduję ani jednego pozytywnego aspektu. Historia i postacie są potraktowane płytko. Reżyseria jest niekonsekwentna, miało być modnie i nowocześnie, a wyszło niesamowicie tandetnie. Muzyka, w większości hity zza oceanu, brzmią śmiesznie przy przedstawianej rzeczywistości. Czy nie można było wykorzystać polskich utworów z epoki? To byłby dopiero klimat, ale postawiono na m.in The Rolling Stones. Narracja Krystyny Jandy, monotonna i pozbawiona emocji. Konstrukcja filmu tragiczna, odnosiłam wrażenie, że to jest teledysk muzyczny a nie film. Postanowiono opowiedzieć całe życie bohatera (głównie w formie seksu/wygłupów przy muzyce) przez co jest mnóstwo dłużyzn. Wątek z niemieckim policjantem śmieszny. Na przystawkę opis dystrybutora: " To opowieść o męskim świecie widzianym oczami kobiet" ??? To, że Krystyna Janda prowadzi narracje, to jeszcze nie znaczy, że to świat widziany oczami kobiet. Z pewnością tak nie jest. Film żenujący, prawdziwe nieporozumienie. Naprawdę nieczęsto zdarza mi się widzieć coś tak złego.