Tak oglądam ten serial , oglądam z tygodnia na tydzień. I co? Wszystkie skomplikowane wątki
zaczynają się rozplątywać, ludzie jakoś się podnoszą, ba nawet uśmiechają. Jednak powód
takiego the endu jest prozaiczny. Andrzej Wolski ewoluuje z serii na serię w kierunku specjalisty
obdarzonego nie tylko charyzmą zawodową. On zamienia się we wspaniałego, pełnego męskiego
sex appealu i ciepła faceta-opokę. Zahipnotyzowani jego urokiem osobistym pacjenci płci obojga
starają się jak mogą, by był zadowolony ze wszystkich sesji. Ja jako widzka też:)))
Wolski jest super facetem, który czaruje swoich pacjentów, ale gdyby miał zdać się na swój kunszt zawodowy, byłaby , mówiąc najoględniej - kicha. Niechcący emanuje tym czymś, no i ma jedną i drugą ofiarę w garści. Klientom miękną chore kolana, zaglądają mu z coraz większa ufnością w mądre oczy i po ptokach. Tak działa słynny mechanizm fatalnego zauroczenia, niezwykle tu pozytywny w skutkach.