PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=803155}

Bardzo dziki kraj

Wild Wild Country
7,7 8 724
oceny
7,7 10 1 8724
7,7 6
ocen krytyków
Bardzo dziki kraj
powrót do forum serialu Bardzo dziki kraj

Świetny serial, naprawdę. Ale szkoda, że mimo wszystko nie wiele jest o filozofii OSHO, co przecież jest kluczowe. Wiem, że głosić i pisać można jedno a robić drugie ale tu ewidentnie mamy do czynienia z osobą o bardzo wysokiej świadomości, że tak to skrócę.
I osoby, które nie czytały jego książek (czy raczej zapisków jego wypowiedzi), nie dowiedzą się z serialu wiele o OSHO, a szkoda. Chyba, że film zachęci do zgłębienia temu?
Ale przyznaję, serial przeżyłam trochę... Jakiś czas temu przeczytałam 8 jego książek a nie miałam pojęcia o niczym co pokazał film. Nawet zaczęłam się sama zastanawiać czy był zupełnym oszustem, ale jak przypomnę sobie jego literaturę to stwierdzam, że to niemożliwe.

użytkownik usunięty
justek999

To nie muszą być kosmici, to mogą być też jakieś naturalne zjawiska których naukowcy nie są w stanie wyjaśnić. Oglądam też czasami Janusza Zagórskiego który jest zapalonym ufologiem. To co mnie zniechęca do tego wszystkiego to brak konkretnych dowodów. Zawsze tą są jakieś punkciki nagrane w kiepskiej rozdzielczości albo fejkowe nagrania. Są też oczywiście historie w których byli i naoczni świadkowie, czasami bardzo dużo świadków. Niestety dalej nie ma żadnych dowodów. Tylko jakieś punkciki albo świadectwa naocznych świadków. Bardziej już przekonuje mnie paleoastronautyka np. historia Anunnaki i stworzenia człowieka. Oczywiście to wciąż nie dowód na istnienie kosmitów ale co w tym wszystkim jest ciekawego. Ci kosmiczni bogowie występują praktycznie we wszystkich religiach (pogaństwo) tylko że pod różnymi nazwami. Teraz wciąż są obecni tylko że są postrzegani głównie jako demony w religiach monoteistycznych takich jak chrześcijaństwo i islam. Nawet doszedłem do tego że Sumeryjski Enki który stworzył ludzi, istnieje również pod imionami wielu innych bóstw a w chrześcijaństwie to Szatan. Symbole Enki to np. symbol pawia i węża. Te symbole występują powszechnie w wielu religiach. Te rzeczy których naucza kościół nie są oryginalnymi źródłami i często są przeinaczone np. to wąż kazał zrobić Arkę mającą zapewnić ratunek przed potopem.

użytkownik usunięty

Jeszcze jedna bardzo interesująca rzecz jaką znalazłem. Pewnie znasz film Egzorcysta i pewnego demona który nazywał się Pazuzu. Otóż ten demon został przedstawiony w tym filmie w bardzo złym świetle. W rzeczywistości ten demon był popularnym Bogiem - demonem który miał chronić ludzkie domostwa przed złem. Pazuzu wyróżnia się pośród innych Bogów że jest niskiego wzrostu i prawdopodobnie nie jest nordykiem. Samo pojęcie demon zostało w chrześcijaństwie wypaczone. Kiedyś demon "daimon" oznaczał "ducha". Według tej wiedzy są różne demony i nie wszystkie są złe. Pazuzu wygląda groźnie nie dlatego że jest czystym złem tylko dlatego że ten drapieżny wygląd ma odstraszać zło. Jeśli ktoś powie że ma demonicznego opiekuna to nie musi oznaczać że służy siłom zła. To nie są teorie spiskowe czy jakiś satanizm tylko wiedza historyczna. https://www.ancient.eu/Pazuzu/

Nie interesują mnie za bardzo historie o jakichś bogach, czy demonach.. Wystarczy mi świadomość tego że wszystkie te istoty / byty, jakkolwiek siebie nie nazywają, są zwykłymi pasożytami, którym zależy wyłącznie na czerpaniu ludzkiej energii. Jeżeli chcesz spojrzeć na to z szerszej perspektywy, to polecam oglądać sesje hipnozy regresyjnej na YouTube - świetnie "otwierają oczy" i uzupełniają wiedzę ze źródeł alternatywnych, takich właśnie jak Zagórski i NTV, Project Camelot, czy nawet Starożytni Kosmici.. I raczej nie licz na żadne dowody, bo nawet jeśli zdarzy ci się "przypadkiem" trafić na jakiś dowód, to ty i tak stwierdzisz że jest to fake - tak to obecnie działa :D

użytkownik usunięty
justek999

Nie lubię tego. Niedawno zmarł Marek Podlecki. Facet mocno wkręcił się w to środowisko ezoteryczne, opowiadał dziwaczne historie jak Max Spiers, podobno brał udział w takich sesjach hipnozy regresywnej. Pod koniec życia mocno siadło mu na dekiel od tych wszystkich teorii spiskowych. Zauważyłem że ludzie też łatwo dają się wkręcać w tzw. medycynę alternatywną czy alternatywną pseudo naukę. Wiara w Wielką Lechię czy jakieś cudowne urządzenia dające darmową energię czy leczące raka. Choćby Mehran Tavakoli Keshe czy ten cały Taratajcio. Wielu ludzi uwierzyło w te bzdury.

Widzę że wolisz patrzeć na świat z bardzo wąskiej perspektywy... OK. Musisz jednak wiedzieć, że nawet jeśli automatycznie oceniasz że coś jest bzdurą, wcale nie oznacza że to coś rzeczywiście jest bzdurą. I co masz na myśli krytykując tzw. medycynę alternatywną? Wolisz żeby ludzie nie otrzymywali prawdziwej pomocy i żeby umierali, tak?

użytkownik usunięty
justek999

Nie zaprzeczam że jakieś zioła czy odpowiednie żywienie mogą mieć efekt leczniczy. Ale mam też mocno racjonalne, sceptyczne podejście do wszystkiego. Wielu z tych wynalazców i uzdrawiaczy doskonale zdaje sobie sprawę że jest sporo zdesperowanych ludzi z poważnymi chorobami, ci ludzie są czasami zamożni, są gotowi dać każdą kwotę i spróbować wszystkiego. Na nieszczęściu takich ludzi łatwo żerować obiecując cuda na kiju. Ja od razu wiedziałem że ten cały Mehran Tavakoli Keshe to oszust żerujący na naiwnych. A ci alternatywni debatowali godzina nad tym czy to prawda czy nie. Zagórski też debaty prowadził z jakimś naukowcem który od razu wykazał że Keshe to oszust. Ale do dziś są jacyś frajerzy którzy myślą że sitko, winniczek, żarówka i pudełko są w stanie wyleczyć raka, odmładzać, obronić przed jakimiś atakami czy wyprodukować kupę złota. Właśnie skoro to urządzenie potrafi produkować złoto to czemu Keshe brał zaliczki? Przecież mógł zrobić sobie złoto i darmowo podzielić się z ludzkością tymi magicznymi urządzeniami. A jeszcze wisienka na torcie tego absurdu to że urządzenie nie zadziała jak się w to nie uwierzy. To jest tak głupie że naprawdę trudno to komentować. A ten cały Taratajcio sam wygląda jakby potrzebował lekarza. Doły pod oczami, wychudzona twarz. Jak reklamujesz jakiś magiczny produkt leczniczy to przynajmniej sam wyglądaj jak okaz zdrowia. Dalej popularny "Dr" Jerzy Zięba. Nie oglądałem tego ale jeśli ten facet naprawdę ma jakąś wiedzę i środki to niech pokaże wyniki badań. To nie ma nic do wiary, czysto naukowe podejście. Efekty działań, badania, rezultaty leczenia. To samo inni. A wszystko to sprawdzone przez niezależnych lekarzy i naukowców. Oddzielna kwestia to szarlatani chrześcijańscy którzy uzdrawiają wiarą. Pięknie zaorane przez ateistyczny kanał Śmiem wątpić charyzmaty i inne cuda na kiju.https://www.youtube.com/watch?v=zwKB2xdySWM

użytkownik usunięty

Jeszcze co do jogi i medytacji to czytałem o tym że praktykowanie może zmniejszyć ryzyko choroby Alzheimera w podeszłym wieku. Mowa często o mantrach Kundalini np. SA TA NA MA. Ale tu też potrzebne są badania i jakieś statystyki np. jak zapadają na te choroby grupy ludzi którzy medytują i grupy nie praktykujące. https://www.amchara.com/medical-conditions/yoga-and-meditation-reduces-chances-o f-alzheimers-and-dementia

użytkownik usunięty

Ja zdaję sobie sprawę że te przypadki które poruszyłem czyli Taratajcio, Keshe czy Zięba to są jakieś skrajne przykłady a temat jest dużo, dużo szerszy. Szczerze mówiąc to nigdy nie interesowałem się tą tematyką specjalnie więc piszę tylko o tych które zwróciły moją uwagę. Może są jacyś szamani i bioterapeuci którzy naprawdę potrafią leczyć. Ale tego nie wiem.

Hej, to co piszesz jest bardzo interesujące i chętnie pogadałabym o paru sprawach, jeśli masz ochotę. Dodałam do znajomych na fw :)

ocenił(a) serial na 9

Osho nie twierdził, że można zbudować społeczność bez ego. Wręcz przeciwnie, podkreślał wielką rolę wykształcenia się i prawidłowego rozwoju ego w rozwoju psychiki i osobowości człowieka. Ty nie rozumiesz na czym polega kwestia tego, co część osób nazywa zanikiem ego w trakcie rozwoju duchowego. Ego nie tyle znika, co się przeistacza i staje się jakby przejrzyste. (O tyle można mówić o znikaniu, że staje się niewidocznym elementem - ulega przemianie.) W tym sensie, że z poziomu świadomości (w sensie tego, co rozumiemy przez świadomość, jaką mamy na jawie, czyli świadomość ciała fizycznego) człowiek zaczyna mieć bezpośredni kontakt z jaźnią. Podczas gdy u osoby mniej rozwiniętej duchowo pomiędzy świadomością (nadal rozumianą w sensie jak wyżej), a jaźnią jest ego, przez co dostęp do jaźni jest bardzo ograniczony bądź żaden. W trakcie rozwoju duchowego ego staje się jakby coraz bardziej przejrzyste, przez co wzrasta/poszerza się/ świadomość człowieka, w sensie świadomości rozumianej jako dostęp do jaźni. W związku z tym można powiedzieć, że wraz z rozwojem duchowym ego odgrywa coraz mniejszą rolę, coraz mniej kieruje postępowaniem i myślami człowieka. Czyli tak jakby schodzi ze sceny. To jednak musi być proces - faktyczny rozwój - nie zaś nienaturalne pójście na skróty w stylu walki ze swoim ego, by je stłamsić czy unicestwić. Taka walka z częścią siebie też może nas czegoś nauczyć, choćby właśnie tego, że nie tędy droga i że nie można dążyć do pełnej harmonii przez wyparcie. Wyparcie jest przeciwstawne dostępowi do jaźni. Tak więc nie ma mowy o tym, żeby ktoś rozumiejący na czym polega rozwój duchowy chciał budować społeczność ludzi bez ego. Taki ktoś zdaje sobie sprawę z tego, że różni ludzie są na bardzo różnych poziomach rozwoju i tym samym ich ego jest w różnym stopniu "przejrzyste". Do tego jeszcze przecież w tej społeczności rodziłyby się też dzieci. Wykształcenie ego we wczesnym okresie życia jest konieczne, by człowiek w ogóle mógł się potem rozwijać lub choćby po prostu być normalną w sensie psychicznym i emocjonalnym osobą. Ważne jest żeby zrozumieć faktyczną rolę ego (jak duża ona jest), czym ono jest, jak i to, że absolutnie nie chodzi o to, żeby dobrym był brak ego. Osho w bardzo jasny sposób o takich rzeczach mówił.

To, co przedstawiasz jako nauki Osho jest dokładnym zaprzeczeniem jego nauk. Idea podejścia komunistycznego z jednakowymi ubraniami i ograniczeniami indywidualności jednostek, to jest dokładne przeciwieństwo tego, czego on nauczał. Ponadto Osho odcinał się od religii zinstytucjonalizowanych i absolutnie nie chciał by traktować go jako przywódcę religijnego czy twórcę jakiejś religii. To, czego nauczał miało na celu rozwój duchowy, a więc poszerzanie świadomości, co zawsze daje wolność. Wolność również od autorytetów. Zachęcał do podważania jego wypowiedzi oraz do tego, żeby nie zakładać z góry, że we wszystkim ma rację. Potrafił podczas wykładów powiedzieć coś, z czym sam się nie zgadzał, żeby sprawdzić czy słuchacze to zauważą, czy będą polemizować i dopytywać, czy połykają z jego ust wszystko jak przysłowiowe pelikany. Zachęcał ludzi do samodzielnego myślenia i negowania. Negowania również jego (Osho) wypowiedzi i poglądów. Zupełnie przeciwnie niż ma to miejsce w ustrojach komunistycznych czy sektach, gdzie wszyscy mają się zgadzać z partią rządzącą/przywódcą. Nawoływał też by nie robić z niego jakiejś świętości. Natomiast to, że ludzie, którzy słuchali jego wykładów zachowywali się tak jak się zachowywali, to już jest kwestią tych konkretnych osób. Nie jest to odzwierciedleniem nauk Osho. Zgodne natomiast z jego naukami jest to, że im na to pozwalał nawet kiedy mu tym szkodzili. Mimo, że szereg zachowań np. samej Sheeli było zaprzeczeniem nauk i poglądów Osho (np. to, że mówiła, że jego nauki to jest religia i że przedstawiała go jak przywódcę religijnego, a nawet bóstwo) on w to nie ingerował, bo byłoby to ograniczeniem jej wolności myślenia i postępowania. W pewnym momencie dał jej pewną rolę i ją z tym zostawił. Miała być samodzielną osobą, a nie kukiełką w jego rękach. To samo dotyczy też oczywiście innych uczniów. To jest typowe podejście Osho. Wielu wschodnich nauczycieli tak właśnie naucza i nie wiem jak by można inaczej. Uczeń musi uczyć się na własnych błędach, musi dokonywać samodzielnych wyborów i konfrontować się ze skutkami swojego postępowania.

użytkownik usunięty
Eleonora

Nie twierdzę że trzeba koniecznie walczyć z ego. Są różne techniki, Osho zresztą też dawał ludziom różne techniki a niektóre były zwariowane. Ja piszę że na początku uznałem że taki sposób wzmożonej uważności w teraz oraz intensywnym skupieniu na oddechu jest najszybszy i najskuteczniejszy. Oczywiście nie zdawałem sobie wtedy sprawy że na końcu czeka mnie coś co przypomina śmierć. I to że mam rację odnośnie tej śmierci niech będzie sam Osho. Akurat tutaj mówił o Kundalini ale z samą esencją tego wywodu się zgadzam. Cytat "Ale przebudzona kundalini shakti, siła, o której mówię, jest "niebezpieczna". Nic nie jest bardziej niebezpieczne. Na czym polega to niebezpieczeństwo? Jest to pewnego rodzaju śmierć. Kiedy budzi się w twoim wnętrzu energia, umrze to, czym byłeś przed jej przebudzeniem, zrodzi się w tobie zupełnie nowy człowiek, człowiek, którym nigdy nie byłeś. Oto jest niebezpieczeństwo nie pozwalające ludziom stać się osobami duchowymi. Jest to taki sam lęk przed śmiercią, jak lęk sprawiający, że nasienie pozostaje nasieniem."
https://www.vismaya-maitreya.pl/kundalini_kundalini_wedlug_osho.html

Więc tak jak pisałem wcześniej, to jest jak śmierć. Gdy ktoś zdecyduje się medytować to najlepiej jakby przygotował się na ewentualność tego że umrze. Niestety wielu duchowych nauczycieli w ogóle o tym nie mówi.

ocenił(a) serial na 9

Ja nie pisałam, że Ty twierdzisz, że trzeba walczyć z ego. Tzn. może i gdzieś coś takiego pisałeś, ale generalnie to odnosiłam się do wpisu, który był na poprzedniej stronie i jakoś wcześniej, zanim wdałeś się w dyskusję z innym użytkownikiem na temat własnych doświadczeń. Odnosiłam, się do Twojego wpisu, w którym piszesz, że Osho był oszustem i że chciał stworzyć społeczność ludzi bez ego, i że miał poglądy podobne do komunistycznych.

Natomiast co do umierania, to nie do końca o to chodzi. Jest umieranie na różne sposoby. Jemu w tym fragmencie chodzi o przemianę i śmierć naszego "ja" jako indywidualności. Wiele osób jest bardzo przywiązanych do bycia sobą - kimś konkretnym. Nie rozumieją bycia czymś innym. Nie rozumieją też niebycia fizycznego. Nie potrafią sobie tego wyobrazić i często budzi to w nich paniczny lęk. Chcieliby np. jakichś doświadczeń "paranormalnych", a i samego oświecenia, ale z gwarancją tego, że pozostaną sobą. Nie wiem jak to zgrabniej ubrać w słowa :) Po prostu zadziwiająco wiele osób jest bardzo przywiązanych do bycia sobą i wcale nie chcą znikać. Tak naprawdę to nie jest zniknięcie, a wręcz poszerzenie bycia, bo bycie wszystkim, ale jest zniknięcie indywidualnego ja w sensie tej dotychczasowej osoby. Generalnie są różne stany odbierane jako śmierć czy umieranie. Można wchodzić w taki stan, że po prostu nie chce się wracać, bo człowiek już nie jest za bardzo zainteresowany/związany z byciem w formie ludzkiej i żeby dalej żyć potrzeba asystenta, który będzie pilnował ciała i je "rozbudzał", gdy ciało zaczyna umierać, by przywoływał człowieka z powrotem. I to jest stan bardzo bliski ostatecznej fizycznej śmierci, a jednak nie jest nieprzyjemny. A może być też umieranie części człowieka, a mogą też być te różne stany umierania, które no nie wiem jak opisać - które się wiążą z przemianą, ale nie tak zupełną, czy z pewnymi przejściami, niemniej jednak mogą dawać silne poczucie lęku. Istotne jest to, że różne osoby odbierają śmierć/umieranie w różny sposób. Ty kojarzysz śmierć/umieranie z bardzo przykrym przeżyciem. Dla Ciebie to jest bardzo nieprzyjemne, ale nie u wszystkich tak jest. Zazwyczaj jeśli coś jest tak bardzo nieprzyjemne, to jest to znak, że nie powinno się tego robić. Tyle, że czy powstrzymałbyś się od robienia czegoś, gdybyś wiedział, że źle na to zareagujesz? Wiele osób tym bardziej chce spróbować im bardziej im się odradza. Część osób czuje się urażona samą insynuacją, że mogłoby być dla nich za wcześnie na jakieś doświadczenie. A jeszcze inni są przekonani, że skoro ktoś odradza to dlatego, że chce zachować cenną wiedzę dla siebie, że chce ich nie dopuścić do tego skarbu, a potem jeszcze wykorzystać przewagę by ich niewolić ;P Ostrzeżenia są tylko ludzie zwykle je ignorują lub wręcz czują się nimi zachęceni.

Kiedy Osho nauczał np. o budzeniu kundalini, to jednak wiele mówił o zagrożeniach, a ponadto dostosowywał swoje wykłady jak i praktyki (w sensie co robili) do poziomu uczniów, do których się zwracał. Dobry nauczyciel nie będzie zachęcać ucznia do robienia czegoś, jeśli uczeń nie jest jeszcze na to gotowy, jeśli potrzebuje jeszcze przeżyć/przerobić/nauczyć się czegoś, czy przygotować się jakoś (choćby przygotować samo ciało fizyczne). Tyle że mnóstwo ludzi mimo ostrzeżeń i tak się w to pcha. Nie można mieć pretensji do Osho, że nie ostrzegał, bo ostrzegał, ale korzystając z "jego" książek czytamy zbiór wypowiedzi niekoniecznie nawet przytaczanych w całości i formułowanych do rozmówców, którymi nie jesteśmy.

I też zauważ, że są różne techniki medytacji dające różne skutki. Myślę, że te najpowszechniejsze, najprostsze, są raczej dla większości ludzi bezpieczne. Ci, dla których to jest odpowiedni czas idą przy ich pomocy dalej, a pozostali zwykle tylko się odprężają nie czując nic niezwykłego. W tym serialu, pod którym piszemy, Ty pewnie już nie pamiętasz, bo dawno go oglądałeś, ale jest np. ta kobieta, która dobrze strzelała i uciekła razem z Sheelą, i potem była sądzona za próbę morderstwa (przez wstrzyknięcie czegoś) lekarza Osho. No więc, po tym jak opisuje różne swoje przeżycia i jak przedstawia swoje spostrzeżenia widać, że ta kobieta w ogóle nic nie skorzystała na praktykach w tej grupie i na naukach Osho. Początkowo odbierała to jako pozytywne, ot, przyjemne doświadczenie życiowe, potem już gorzej, ale widać, że jest tą samą osobą jak wcześniej i pod względem, nazwijmy to duchowym, nic się w niej nawet nie poruszyło. Natomiast prawnik Osho rozwinął się bardzo mocno. Lubię, że w filmach czy serialach dokumentalnych można poczynić takie obserwacje, bo pokazują prawdziwych ludzi w sensie nie aktorów (jakby aktorzy nie byli ludźmi ;PP) Te obserwacje często więcej uczą niż to, co było faktyczną, otwarcie zamierzoną, treścią filmu. Oni oboje byli w tej komunie przez podobny okres, a nawet nie wiem czy ona nie dłużej, nie pamiętam, ale byli na podobnych, w większości tych samych wykładach, robili zapewne te same ćwiczenia, a jednak zupełnie inaczej to na nich wpłynęło. Myślę, że większość osób reaguje tak jak ona, czyli że te prostsze medytacje są dla nich bezpieczne i najwyżej odczuwają te praktyki jako pozytywne, przyjemne, odprężające. Część osób rozwija się mocno i odbiera to w pełni pozytywnie jak on, a u jakiejś niewielkiej części budzi to jakieś negatywne odczucia (aczkolwiek nie twierdzę, że z automatu łącząc się z negatywnym wpływem).

użytkownik usunięty
Eleonora

Główna różnica polega na tym że ty opierasz się na Osho i pewnie naukach innych duchowych nauczycieli kiedy ja piszę głównie o własnym doświadczeniu jakie miałem związane z medytacją. Oczywiście słuchałem nauk wielu duchowych nauczycieli w tym Osho ale moim zdaniem najważniejsze w tym wszystkim jest nasze własne doświadczenie. Opierając się o te doświadczenia mogę dopiero powiedzieć które moim zdaniem nauki duchowych nauczycieli były słuszne i warto o nich mówić a które nie. Nie uważam że jakiekolwiek nauki powinny być dogmatem którego nie powinno się podważać.

Po pierwsze teoria. Trzeba zauważyć że nie ma jednej sprecyzowanej teorii. Wielu duchowych nauczycieli mówi tak różnie na temat duchowego przebudzenia. Nawet na temat powiedzmy jogi Kundalini czy użycia mantr Kundalini a medytacji Vipassana i np. przebudzenia o jakim mówi buddyzm. Niektórzy ludzie uważają że są to dwie odrębne techniki i nie należy ich mieszać. Inni nie widzą w tym problemu. Jednak są też tacy którzy uważają że samo mieszanie ich z sobą może być szkodliwe. Są też ludzie którzy uważają że samo Kundalini i przebudzenie buddyjskie są to dwa odrębne przebudzenia. Wielu duchowych nauczycieli non duality w ogóle nie porusza kwestii Kundalini np. Rupert Spira. Ja o Kundalini dowiedziałem się dopiero niedawno ale przy okazji jak się zainteresowałem okultyzmem i pogaństwem.
O ego też są różne poglądy, jedni twierdzą że ego jest super i bez niego nie da się żyć, inni sugerują że utrata ego jest konieczna w myśl zasady; nie można mieć i zjeść ciastka. Ale jeszcze niżej o tym napiszę.
Przykład jak bardzo różne są stanowiska w duchowości.
Jeden z bardziej znanych duchowych nauczycieli starej generacji J. Krishnamurti o Kundalini i yodze. Mówi że yoga nie jest dla wszystkich bo trzeba być wysportowanym a ta energia Kundalini jest niczym w porównaniu do przebudzenia o którym naucza.
https://www.youtube.com/watch?v=chPBmSzvStQ

Po drugie piszesz o jakimś rozwoju duchowym. Ja uważam że nie ma czegoś takiego. Rozwój duchowy zakłada istnienie czasu a przebudzenie jest możliwe wyłącznie tu i teraz. Im bardziej jesteśmy tu i teraz to tym bardziej zbliżamy się do tego. Moim zdaniem jest to możliwe nie tylko nie interesując się tym tematem ale nawet nigdy nie medytując. Zakładając że potrafisz sobie uświadomić teraz że jesteś tu i teraz. Wtedy może nastąpić natychmiastowe przebudzenie ale pod warunkiem że będzie to bardzo głębokie przebudzenie ponieważ ten egocentryczny sen w którym jesteśmy pogrążeni jest też bardzo głęboki. Teoretycznie zawsze jesteśmy tu i teraz ale w praktyce wciąż zawieszeni w czasie. Nawet to teraz powinno się wziąć w cudzysłów. Tym "teraz" tylko potwierdza się że jest jeszcze coś przed i za. Jednak w tym stanie w którym jesteśmy nigdy nie jesteśmy tak naprawdę w teraz. Jesteśmy wciąż zawieszeni w czasie. Więc tak naprawdę to nie da się być w teraz ale to teraz jest kluczowe dla praktyk. Medytując trzeba wiedzieć że jest się w teraz i wyłącznie to teraz daje możliwość na przebudzenie. Przebudzenie nigdy nie nastąpi w przyszłości. Tego nie ma w czasie. Im bardziej odkładamy to w czasie na jakiś proces tym bardziej się od tego oddalamy.

Teraz co uważam na temat tzw. medytacji. Uważam że medytacja nie jest po to żeby się wyciszyć. Bez względu na to czy umysł jest bardziej wyciszony czy panuje w nim hałas to wciąż jesteśmy jego niewolnikami. Ktoś może się zrelaksować i wyciszyć ale wciąż jest niewolnikiem. Dla niektórych ludzi medytacja jest po to bo chcieliby dostać jakieś super moce albo inne ciekawe doświadczenia. Muszę tych ludzi rozczarować bo otwarcie trzeciego oka nie daje żadnych super mocy. Jeśli ktoś chce otwierać trzecie oko tylko po to żeby lewitować albo przepowiadać przyszłość jak Jackowski to mocno się rozczaruje bo nic takiego nie będzie. Z pewnością będą jakieś ciekawe doświadczenia ale to nie one są tu najistotniejsze. Ludzie mają te doświadczenia ale te doświadczenia zazwyczaj pojawiają się i szybko znikają. Potem zostają wyłącznie wspomnieniem wspominanym w "przyszłym" teraz. Buddyzm zaleca ignorowanie tych doświadczeń i traktowanie jako przeszkody w drodze do przebudzenia. Przeciwieństwem medytacji jest moim zdaniem ucieczka w zamyślenie i świat wyobraźni. W tym iluzorycznym świecie możemy być lepsi od naszego obecnego ja, możemy być kimkolwiek chcemy. Ten świat iluzji, również iluzji przyszłości daje nam nieograniczone możliwości. Uciekamy przed tym światem bo życie w nim nie ma żadnego sensu. Na samym końcu czeka nas tylko starość, choroby i śmierć. Medytacja jest przeciwieństwem tego wszystkiego. Zamiast wiecznie uciekać w świat snów stajemy jako ta nieuwarunkowana niczym obecność bez potrzeby ciągłego oceniana tego okrutnego świata, oceniania nas samych. Bezpieczna medytacja. Co to takiego? Medytacja w swojej naturze jest niebezpieczna, staje się coraz bardziej intensywnym doświadczeniem w toku jej trwania. Medytacja bezpieczna to taka która nie działa.

Przechodzę do ego i medytacji. Gdy zapytamy się z uwagą w myślach "ciekawe co teraz pomyślę" myśli zazwyczaj milkną na chwilę czekając na odpowiedź. Z jednej strony wzrasta nasza świadomość ale też z drugiej wyrzekamy się siebie samego. Bo jak inaczej nazwać świadome działanie żeby zaprzestać myśleć? Nawet jeśli jest to chwila, dosłownie ułamek sekundy to jest to wyrzekanie się siebie samego. Do tego moim zdaniem sprowadza się ostatecznie medytacja. Bez względu na obraną technikę jest to przerwanie strumienia myśli. Samo otwarcie trzeciego oka jest dziecinnie proste i może być bardzo szybkie. Mi to zajęło jakąś godzinę, może półtorej pomimo że nigdy wcześniej nie medytowałem. Jedni uważają że trzeba się zrelaksować, inni że jeść same warzywa a moim zdaniem trzeba się "trochę" wyrzec siebie samego. Przebudzenie jest całkowitym wyrzeczeniem się siebie samego. Chciałbym się mylić, chciałbym żeby to nie było konieczne ale do tej pory nie znalazłem innej drogi i innego sposobu. Jeśli znasz jakieś alternatywy to ja chętnie poczytam. BTW czy to nie Jezus przypadkiem powiedział że trzeba wyrzec się siebie samego?

użytkownik usunięty

Co do medytacji o jakiej mówił Osho.
https://www.youtube.com/watch?v=0peVQTdI3Yg

Próbowałem tej techniki ale bez powodzenia. On mówi żeby wciąż trzymać się tego centrum czyli samego bycia. Teoretycznie Osho ma rację tylko że w praktyce to jest męczące bo "robimy" bycie. Tak samo moim zdaniem nie ma sensu starać się być w "teraz" w naszym codziennym życiu. To też jest męczące na dłuższą metę. Moim zdaniem najlepsze rozwiązanie to skupić się na tym "teraz" ale jedynie gdy zaczynamy medytować. Ale wtedy naprawdę mocno przycumować do tego teraz np. biorąc kilka głębszych wdechów, słuchając z uważnością dochodzących dźwięków, rozejrzeć się wokół siebie czy spojrzeć na swoje dłonie i tak dalej i tak dalej. Ogólnie to moim zdaniem jeśli ktoś będzie miał to przebudzenie to będzie pewny tego na 100%, jeśli nie to nie. Co do ego to uważam że jeśli naprawdę jesteśmy indywidualni np. na poziomie duszy jak niektórzy uważają to będzie to ostatecznym testem i bez względu na wszystko zostaniemy indywidualni.

użytkownik usunięty

Jeszcze inne podejście. Jak ja to widzę w ujęciu non duality. Już pisałem o tym wyżej. Normalnie to wydaje nam się że jesteśmy ciało umysłem i jesteśmy odrębną od świata zewnętrznego jednostką/osobą. A co jeśli wcale tak nie jest? Co jeśli to co widzimy czy słyszymy jest nami i w rzeczywistości nie jesteśmy wcale od tego oddzieleni? Nie piszę tu o zawartości tego doświadczenia tylko samej esencji. Moim zdaniem to wyklucza istnienie indywidualnego ja. To w ogóle wyklucza istnienie kogokolwiek. Nawet istnienie Boga jest dyskusyjne bo sami jesteśmy wszystkim. To jest bardzo radykalne podejście do tematyki przebudzenia. Bo praktycznie od razu zdajemy sobie sprawę że tak naprawdę to nie ma jednostki która miałaby osiągnąć jakieś przebudzenie. Kto miałby osiągnąć to przebudzenie skoro bez względu na wszystko jesteśmy już kompletną całością? Doświadczając tego wszystkiego smakujemy samych siebie. Ale nawet to nie oddaje w pełni stanu rzeczy bo nie ma w tym mnie ani ciebie. To życie jest jakbyśmy przeprowadzali na sobie eksperymenty. Szukamy czegoś wszędzie, jakiegoś spełnienia a my już jesteśmy kompletni. To podejście różni się tym od tradycyjnego nauczania że skupia się na wyjaśnieniu prawdziwej natury rzeczy. W tradycyjnym nauczaniu mamy zazwyczaj jakąś jednostkę która ma praktykować żeby osiągnąć przebudzenie. To oddzielna jednostka w świecie ma to zdobyć I to nieważne czy to Kundalini czy cokolwiek innego. Przy prawdziwym non duality po prostu nie ma kogoś kto miałby coś osiągnąć. Jest tylko maya/ignorancja na prawdziwą naturę rzeczy.

ocenił(a) serial na 9

Odpowiem hurtem na powyższe trzy posty. Ty zbyt dużo zakładasz z góry w stosunku do ludzi. Po chwili przyjmujesz, że Twoje założenia to fakty i zaczynasz oceniać czyjeś postępowanie czy poglądy (czy ogólnie osobę) na podstawie tego, co sam wymyśliłeś, zamiast na podstawie rzeczywistości. Pierwszy Twój post, do którego się odniosłam - opisałeś w nim poglądy i aspiracje Osho, które sobie wyobraziłeś, a które faktycznie są wręcz przeciwieństwem rzeczywistości, i na tej wymyślonej podstawie dokonałeś oceny Osho siłą rzeczy kompletnie błędnej. Po zwróceniu Ci na to uwagi przeszedłeś nad tym do porządku dziennego nie zaprzątając sobie uwagi weryfikowaniem błędnych wyobrażeń. Teraz napisałeś na mój temat parę swoich pomysłów, które również nie są zgodne z rzeczywistością i znowuż na ich podstawie wysnułeś wnioski i przemyślenia. I znów skupiłeś się tylko na nich. W ten sposób oddalasz się od prawdy.

Wracając do tematu, ja się właśnie opieram na własnym doświadczeniu. Dla mnie niebycie indywidualnością jak i niebycie fizyczne nie jest stanem nieprzyjemnym, a wręcz przeciwnie. To jest stan, który odbieram jako zdecydowanie przyjemniejszy/atrakcyjniejszy. Jakkolwiek to ujmę, to pewnie będziesz chciał jakoś podważyć fakt samego przeżycia przez to, że do jego opisu używam takiego "zwykłego" przymiotnika kojarzącego się z emocjami/uczuciami charakterystycznymi dla bycia indywidualnością. Problem jednak w tym, że opisując coś mogę użyć tylko słów, które są normalnie dostępne. Jak to inaczej określić? Dla mnie przyjemne jest niebycie sobą i niebycie niczym konkretnym choć bycie równocześnie wszystkim ze względu na brak rozróżnienia na poszczególne jakieś cosie/ktosie. Spytałabym Cię jak odczuwasz takie niebycie fizyczne, ale nie doświadczałeś takiego stanu, więc nie mogę.

Śmierć cudza - jakiejkolwiek istoty - jest dla mnie bardzo trudna. Wiem, że to tylko śmierć fizyczna, że taki jest porządek rzeczy i że to jest potrzebne. Widzę sens tego i przyznaję, że to jest piękne (jak wszystko), ale mimo to nadal jest to dla mnie bardzo ciężkie. To jest kwestia połączenia z resztą świata i empatii. Im jestem starsza tym jest to silniejsze. Myślę, że na pewnym poziomie w człowieku już przeważa ta świadomość, że to "tylko" śmierć, ale ja na razie do tego nie doszłam. Mimo rozumienia sensu śmierci - nie jakiejś wiary, tylko faktycznego rozumienia, i mimo dostrzegania piękna w śmierci i w ogóle w porządku/mechanizmie świata (znowuż nie wiary weń i nie opierania się na cudzych odczuciach, bo jaki by to miało sens patrzenie się na cudze odczucia w takich sprawach, co piszę dlatego, że Ty jakoś wierzysz w ideę kopiowania cudzych przekonań i przeżyć i od razu chcesz to innym, w tym mnie, przypisywać), który bez istnienia śmierci nie byłby nijak możliwy - mimo tego, jednak bardzo silnie cudzą śmierć przeżywam. Nie chodzi o to, że jest mi przykro, to jest daleko bardziej posunięte przeżywanie kompletnie wykraczające poza coś takiego jak odczuwanie przykrości. Nie myślałam kiedyś, że tak może być. To jest okropne. Jednak ze śmiercią własną jestem bardzo oswojona i jest mi ona bliska praktycznie od dziecka. Śmierć własna absolutnie mnie nie przeraża, uspokaja mnie. Nie chcę zbyt dokładnie tego opisywać, bo myślę, że zrozumiałbyś to opatrznie.

W każdym razie nie da się teoretyzować w takich kwestiach. Czy mówiąc inaczej, nauki, nazwijmy to z braku lepszego określenia, duchowe, takie np. jak te, które zostały po Osho, można nazwać wykładami z teorii, czyli w tym sensie się da. I te nauki są bardzo przydatne dla ludzi, którzy chcą się rozwinąć, ale są przydatne pod warunkiem, że człowiek nie opiera się wyłącznie na nich tylko już jest w pewnym stopniu przebudzony/rozwinięty duchowo do takiego stopnia, żeby to już nie była dla niego tylko teoria i żeby nie odbierał tego wyłącznie na płaszczyźnie intelektualnej. Wtedy, kiedy czyta coś "nowego" (prawdziwego) to to jest bardziej tak jakby sobie to przypominał. Uświadamia sobie, że zawsze to wiedział (zawsze miał połączenie z tą wiedzą), tylko wcześniej miał jakby uśpiony dostęp do tej wiedzy. Odsłaniają się kolejne elementy, które są ze sobą powiązane. Zawsze są ze sobą powiązane, zawsze widoczne jest, że są fragmentami całości. To jest bardzo charakterystyczne, bardzo silnie widoczne. Można powiedzieć, że pozyskuje się kolejne elementy, które się wkomponowują w ogólny zarys całości. Albo, że odsłaniają się kolejne zasłony (to chyba lepsze określenie). Nigdy nie są czymś oddzielnym, tylko zawsze są elementami tej całości.

Z taką wiedzą jest inaczej niż z wiedzą tego typu jak ta, której uczymy się w szkole. Z tą wiedzą "szkolną" jest tak, że dowiadujemy się czegoś i tyle. Pojmujemy to czysto intelektualnie. Coś tam może możemy zobaczyć i w ten sposób mieć dowód, że to prawda, ale większość rzeczy przyjmujemy na wiarę i nie tworzą one jakiejś ogólnej całości (ewentualnie w małej skali, ale nie w skali wszystkiego). Poszczególne elementy mogą się ze sobą łączyć, ale nie łączy się wszystko, nie łączy się w jedną całość. Nie ma tego głębszego oddziaływania poza intelektualnego. Nie ma odczucia, że zawsze było się z tym połączonym, a teraz się tę wiedzę po prostu tylko przypomniało/uświadomiło. Wiedzę "duchową" "nabywa się" w zupełnie inny sposób niż wiedzę "szkolną". Jednocześnie faktyczne zrozumienie/przyswojenie wiedzy "duchowej" zawsze wiąże się z przemianą, przez co tego rodzaju wiedzy się nie zapomina, nie ma możliwości jej zapomnieć, tak jak można zapomnieć np. lekcje z historii czy biologi. Ale cały czas piszę o sytuacji, gdy ma się już w pewnym stopniu przebudzoną umiejętność wewnętrznego wglądu. Wtedy jest ta różnica, bo jeśli się nie ma, to poznaje się i przyswaja tego tego typu wiedzę tak samo jak lekcje w szkole - jedynie na poziomie intelektualnym i wtedy nie za bardzo jest się w stanie ją zrozumieć, bądź w pełni zrozumieć, jak i nie umie się odróżnić informacji fałszywych od prawdziwych. Jednak kiedy już wyszło się poza rozumienie tylko intelektualne i ta wiedza jest bardziej uświadamiana niż tylko przyjmowana do wiadomości, to jeśli trafia się na fałszywą informację, to przez to, że ona nie wpisuje się w ogólny porządek prawd rządzących rzeczywistością, nie jest elementem tej całości, to rozpoznaje się ją jako fałszywą. To bardzo fajne, że tak się dzieje, że się uruchamia taki wewnętrzny czujnik/filtr, dzięki któremu nie przyswaja się fałszywych informacji i unika wprowadzania w błąd. Ale żeby to się uruchomiło trzeba mieć własne doświadczenia, bo przez nie następuje rozbudzenie tego wewnętrznego wglądu. Żeby uprzedzić Twój potencjalny zarzut, że to nie jest kwestia mojego własnego doświadczenia to dodam, że zauważyłam to zanim dowiedziałam się, że takie zjawisko istnieje, i że jest to normalne zjawisko (w sensie właściwe wszystkim - występujące w rozwoju każdego, choć oczywiście niekoniecznie w konkretnej inkarnacji, ale oczywiście u każdego). Natomiast jeśli ktoś nie ma jeszcze aktywowanego tego pojmowania wykraczającego poza tylko intelektualne, to to, o czym np. mówił Osho, jest czystą teorią, której ta osoba raczej nie zrozumie (bądź zrozumie w niewielkim stopniu), bo tego nie można zrozumieć w sposób wyłącznie intelektualny.

Zrozumienie intelektualne jest bardzo ważne (trzeba je docenić), ale samo nie wystarcza.
Opisywanie kwestii duchowych i w tym struktury człowieka jak i świata jak i różnych przemian czy stanów, jest normalnie bardzo trudne, bo słowa nadają się raczej do opisu wyłącznie fizycznego wymiaru. Kiedy zetknęłam się z Osho byłam pod wrażeniem, że był w stanie opisywać różne skomplikowane kwestie duchowe w bardzo prosty sposób, a i jednocześnie jasny w tym sensie, że minimalizujący błędne interpretacje. Ba, myślałam nawet, że nie da się go źle zinterpretować, że można nie zrozumieć, ale nie da się błędnie zinterpretować. To by było coś! Potem jednak zetknęłam się z wieloma osobami, które czytając Osho przekręcały jego nauki na różne niesamowite sposoby i wtedy stwierdziłam ze zdziwieniem, że jednak da się źle interpretować nawet jego słowa, szkoda. Te osoby nie miały obudzonego wglądu wewnętrznego w żadnym stopniu, nie doświadczyły niczego z tej sfery, więc rozumiały to tylko na poziomie intelektualnym. Myślałam, że jak nie będą rozumieć, to po prostu nie będą rozumieć i nic więcej (bo tak jest w moim przypadku, po prostu widzę, że czegoś nie rozumiem, mogę się starać, ale jak nie rozumiem, to koniec, nie rozumiem, nie staram się wymyślić co to znaczy, żeby udawać, że rozumiem), ale większość osób stawia sobie jakby za cel zrozumienie i nie odpuszczają dopóki jakiegoś "rozumienia", jakiejś interpretacji nie stworzą. A jak np. nie czując czakr czytać coś na ich temat? Niby da się, ale co się z tego faktycznie zrozumie? To tak jakby ktoś bez węchu czytał o zapachu. Coś tam sobie może wyobrazi, będzie mieć wrażenie, że coś rozumie, ale sensu w takim działaniu większego nie ma i bardzo, bardzo łatwo o błędne interpretacje.

Z góry założyłeś, że nie mam żadnego własnego doświadczenia i że jedynie opieram się na naukach Osho i innych osób. I poszedłeś nawet dalej, bo napisałeś pod moim adresem, że nie uważasz, że jakiekolwiek nauki powinny być dogmatem, którego nie powinno się podważać, tak jakbym ja coś takiego praktykowała. Że niby czyje nauki są dla mnie dogmatem? Osho? Osobiście z tym, co zostało po Osho nie zawsze się zgadzam. Nie wiem czy wynika to ze złego tłumaczenia jego słów, wyrwania z kontekstu czy np. tego, że akurat postanowił sprawdzić czujność swoich uczniów przedstawiając im mylne poglądy, co też miał w zwyczaju robić. To nie jest dla mnie szczególnie istotne, bo nie rozumuję na zasadzie, że ktoś jest jakąś świętością i wyrocznią i wszystko, co powie to prawda. Jak i nie uważam, że byłoby straszne, gdyby mówił coś z czym się nie zgadzam lub/i co uważam za nieprawdę. Biorę z jego (i innych) nauk to, co mogę. Ściślej, wystawiając się na ich oddziaływanie, pozwalam sobie uświadomić/przypomnieć to, na dostęp do czego jestem już gotowa. Jeśli czegoś nie rozumiem, to odpuszczam. Może za jakiś czas zrozumiem, mając jeszcze inną wiedzę, której nie mam na dany moment (tak się dzieje). Nie upieram się, że muszę wszystko zrozumieć wtedy kiedy po to sięgnę.

Jeśli coś rozpoznaję jako fałszywe, to po prostu na mnie nie ma żadnego wpływu. Pozostaje bez znaczenia. Nie jest ciosem w serce na zasadzie "ojej, załamała mi się wiara w autorytet". Nie opieram się na wierze. Swoją drogą sam Osho też namawiał do podważania jego wypowiedzi i nie przyjmowania wszystkiego, co mówił za prawdziwe, tylko dlatego, że wyszło z jego ust. Chciał, żeby jego uczniowie myśleli samodzielnie, a nie powtarzali po nim czy kimś innym. Nie chciał być żadnym autorytetem. Choćby jednak człowiek często to podkreślał, to i tak znajdą się ludzie, którzy będą mówić, że chciał być przywódcą, wzorcem czy nawet manipulował ludźmi. Podczas gdy jego działania można sprowadzić do jednej podstawowej kwestii - pomagania ludziom w zwiększaniu samoświadomości i uwalnianiu się od wpływu innych jak i kompleksów czy innych uwarunkowań, ogólnie wyzwalaniu się. Czyli dokładnie odwrotność celu, jaki mają sekty.

Nie interesuje mnie też sprawdzanie kolejnych modnych i mniej modnych guru itd. i robienie listy oszustów (żeby to było miarodajne musiałabym mieć ogromną wiedzę i być mega rozwinięta i zapoznawać się z całością ich nauk). Co ma to dawać? Jakieś dowartościowanie się? Bo tylko to mi przychodzi do głowy, a to nie ma żadnej wartości. Rozpraszanie się na rzeczy nieważne.

Co do wielości nauczycieli, to jasne że jest ich cała masa i występują mniejsze czy większe różnice w prezentowanych przez nich poglądach. Choć tak naprawdę im więcej się rozumie, tym mocniej się dostrzega, że jeśli chodzi o nauki nie oszustów, to te rozbieżności są bardzo często tylko pozorne, więc tak naprawdę jest ich mało, jeśli w ogóle są. Niemniej jednak dla większości ludzi wykazujących całe spektrum (nie)rozumienia w naukach różnych nauczycieli czy myślicieli są różnice. Nie widzę w tym niczego dziwnego. Różne rzeczy, nawet z wymiaru fizycznego, mogą być opisywane na różne sposoby. Robiąc fizjoterapię uszkodzonej kończyny możesz zastosować różne techniki jej usprawniania i trudno mówić, że jedna jest lepsza od drugiej, skoro u jednego sprawdza się lepiej ta, a u drugiego inna, dając w końcu ten sam rezultat, jakim jest wyleczenie. Są różne ścieżki rozwoju. Nie jest podejrzanym to, że są różne. Podejrzanym byłoby gdyby były bardzo podobne czy wręcz takie same. Są różne sposoby/wizje opisywania tych samych prawd. Im mniej się rozumie tym bardziej wydają się różne, a nawet sprzeczne.

Co do Krishnamurtiego, to bardzo go lubię, ale jego oświecenie było bardzo specyficzne, bo było wynikiem działań osób trzecich, a mianowicie teozofów (których nauki też zresztą bardzo cenię), którzy się nim posłużyli/chcieli posłużyć (a wybrali go bo był na odpowiednim poziomie, przez poprzednie inkarnacje doszedł już do bardzo wysokiego poziomu rozwoju i jako dziecko miał już duży potencjał - nadawał się do tego, co chcieli osiągnąć). U niego nie nastąpiło to w ten sposób, by był tego świadomy, by to pamiętał - jak to w ogóle przebiegało i dzięki czemu - i by było to jego wyborem jak i zwieńczeniem jego starania/działań z wyboru. To bardzo silnie wpłynęło na jego poglądy, w tym spojrzenie na stan oświecenia, przez to nie był w stanie zrozumieć jak to wygląda u innych ludzi. On z tego, co z nim robiono większości nie pamiętał, przez co poniekąd miał wrażenie jakby ot tak się przebudził i jakby po prostu wystarczyło postanowić, by to osiągnąć. W jego wypowiedziach, choć jest bardzo dużo mądrości, to jest też taki jakby żal i wręcz rozczarowanie ludźmi, że ludziom tak jakoś nie wychodzi to doskonalenie się, że może są trochę leniwi, może błędnie ukierunkowani, że nie potrafią czegoś zrozumieć (co dla niego było oczywistym, choć niekoniecznie by było bez tego, co zrobili z nim teozofowie), że błądzą. Było to dosyć smutne, że on nigdy tak naprawdę nie potrafił zrozumieć ludzi. Ten smutek zawsze w nim był. Nie umiał pogodzić normalnego życia/bycia przeciętnej osoby z rozwojem duchowym. To go zawsze dręczyło i było przeszkodą w dotarciu do ludzi. Miał bardzo mądre i wiele dające przemyślenia, ale zawsze odbijał się w nich ten brak.

Co do zajmowania się czy niezajmowania medytacją, a możliwością przebudzenia czy oświecenia. Zupełnie nie wiem co sobie wyobrażasz pod pojęciem rozwoju duchowego, bo prawda jest taka, że każdy, żyjąc po prostu, chcąc nie chcąc, rozwija się. To jest naturalne. Taka jest rola życia w wymiarze czasoprzestrzennym. Temu właśnie ma to służyć. Ulegamy stałej przemianie, zbieramy doświadczenia, jako całość przeistaczamy się. Zwykle tzw. życie świeckie daje dużo większy rozwój duchowy niż np. bycie jakimś duchownym. Żeby życie na sposób mnicha dawało rozwój trzeba już być bardzo mocno rozwiniętym. Dla bardzo wielu osób wybieranie życia duchownego zamiast świeckiego w danej inkarnacji prowadzi do wybrania drogi mniejszego rozwoju w tej danej inkarnacji (bo tak naprawdę skorzystać z życia jako mnich można dopiero wtedy, gdy zbierze się już niezbędne doświadczenia/przerobi zagadnienia/, co można uzyskać jedynie podczas życia świeckiego - to są te podwaliny, większość pracy, większość rozwoju i dopiero mając już to przerobione można szlifować to, czym się w wyniku tych doświadczeń stało). Co i tak oczywiście nie ma znaczenia w obliczu całości istnienia, bo co za różnica te np. kilkaset inkarnacji w tę czy w tamtą. Chcę tylko podkreślić, że to rzucanie się na techniki rozwoju duchowego czy nawet zostawanie duchownym u wielu osób wcale nie przyśpiesza ich rozwoju. A co do nagłego oświecenia jakby bez wysiłku, to wygląda to tak w perspektywie tej konkretnej inkarnacji, w której ono następuje, natomiast, żeby do niego doszło człowiek przechodzi szereg przemian i ten wysiłek jest tyle, że we wcześniejszych inkarnacjach.
To, że odnosisz wrażenie, że jakiś nauczyciel/myśliciel nie pisze/mówi o rozwoju duchowym, a skupia się wyłącznie na tym "doszlifowaniu", to wynika tylko z tego, że odnosi się tylko do tego końcowego etapu, a dla każdego, kto zajmuje się taką tematyką (tym bardziej dla tego rodzaju nauczyciela) jest oczywistym, że to wszystko wcześniej, doprowadzające do tego etapu, zaszło - to po prostu tak oczywiste, że nie trzeba o tym mówić. Stąd Twoje mylne wrażenie, że ktoś niby nie uznaje zjawiska rozwoju duchowego. Co więcej każdy prawdziwy (nie oszust) nauczyciel rozumie sens inkarnacji, prawa Karmy jak i życia w wymiarze fizycznym, a wszystko to służy właśnie rozwojowi duchowemu, więc zwyczajnie nie da się, tak jak usiłujesz, skasować czegoś tak podstawowego jak zjawisko rozwoju duchowego.

Trochę domyślam się jednego źródła Twoich problemów - co chwila podkreślasz brak czasu jednocześnie odnosząc to do wymiaru fizycznego. W wymiarze fizycznym jest czas i bezsensem jest to negować, bo to negowanie rzeczywistości, zakłamywanie. Czasu nie ma w wymiarach niefizycznych. Wychodzi Ci mętlik, bo usiłujesz odnosić brak czasu do wymiaru czasoprzestrzennego. Na pewno łatwiej by było gdybyś doświadczył niebycia na poziomie fizycznym i w ogóle niebycia fizycznym, bo rozumiałbyś czym jest brak czasu i przestrzeni (czas istnieje wyłącznie w wymiarze fizycznym). Łatwiej byłoby Ci zrozumieć, że właściwszym jest mówienie, że jest się stanem. Nasz stan się zmienia. Liczy się tylko stan obecny (nie dlatego, że tak sobie narzucamy na siłę, ale gdy nie ma fizyczności i czasu, to jest tylko stan - w tym sensie to "teraz"). Patrząc na to z poziomu fizycznego zawsze do jakiegoś stopnia widzimy chronologię, widzimy to bardziej jako proces/przemiany/przeistaczanie się. I to jest ok, i wcale nie jest dobrym pomysłem jakaś walka z tym i ciągłe narzucanie braku czasu, bo w wymiarze fizycznym czas jest. Na jakimkolwiek niefizycznym poziomie istnienia jest tylko stan, którym jesteśmy, jest tylko 'teraz', ale jak najbardziej można powiedzieć, że to 'teraz' zawiera w sobie 'wcześniej' i 'później', bo stan, który jest teraz, ma w sobie stan, który - jak to ująć? jakby był "wcześniej" i jaki może być "później". Ba, ma wszystkie możliwe stany jakie mogłyby być "później" i jakie mogły być "wcześniej". Takie rzeczy właśnie trudno opisać słowami, w tym problem. Kolejna kwestia, człowiek jest istotą funkcjonującą w wielu wymiarach jednocześnie. Jedna jego część funkcjonuje w wymiarze fizycznym i tu jest czas, ale pozostałe funkcjonują w wymiarach, gdzie czasu nie ma. Normalnie w stanie na jawie aktywna jest świadomość ciała fizycznego. Jednak w różnych stanach (hipnozy, snu, medytacji, transu itd.) można przełączyć się na świadomość innego z pozostałych ciał poziomów, na których się funkcjonuje, a które nie są fizyczne. Zwykle nie ma kontaktu między świadomością ciała fizycznego, a pozostałymi świadomościami. I tak jest dobrze, bo większość ludzi nie zniosłaby braku tego rozgraniczenia. Jednak jednocześnie, ostrożnie i stopniowo można dążyć do bycia aktywnym jednocześnie na poziomie świadomości fizycznej i świadomości innego poziomu/poziomów. I wtedy masz sytuację, że już ta kwestia czasu nie jest taka jasna, że czas faktycznie czy to znika, czy inaczej go odbierasz, choć nadal funkcjonujesz w czasoprzestrzeni. Nadal jednak nie jest to narzucone przypominaniem sobie, że ma się żyć/być "teraz". To zachodzi naturalnie, że jest się świadomie w różnych wymiarach jednocześnie. Stąd te _pozorne_ sprzeczności, gdy mówi się o byciu tylko teraz i nie istnieniu czasu itd. I dlatego przy wchodzeniu w inne stany świadomości czy poszerzaniu świadomości, co obejmuje całe mnóstwo różnych możliwych stanów, pojawia się ta kwestia podkreślania braku czasu. Ale nie polecałabym, gdy ktoś się trzyma świadomości ciała fizycznego, tak się torpedować tym myśleniem "muszę żyć teraz", "nie ma czasu" itd., bo w wymiarze fizycznym czas jest. Zdecydowanie łatwiej poprzez dotarcie do/odczucie świadomości wymiarów niefizycznych zrozumieć (faktycznie zrozumieć) iluzoryczność czasu niż przez powtarzanie sobie, że czas jest iluzją dotrzeć do świadomości niefizycznych wymiarów.


I jeszcze jedna rzecz, to istnienie czasu w wymiarze fizycznym jest w istocie bardzo cenne i możliwość bycia istotą fizyczną w wymiarze fizycznym jest bardzo cenna, bo wielu przemian nie można dokonać w innych wymiarach istnienia, czy też nie będąc częściowo w wymiarze fizycznym (tak jak się jest będąc człowiekiem) właśnie przez brak czasu. Dlatego często podkreśla się wagę bycia człowiekiem - posiadania tej postaci - i namawia do tego, by to wykorzystać. Życie w formie fizycznej jest niezbędne do rozwoju. Łatwiej pójść dalej przez docenienie tego niż przez utwierdzanie się w tym, że to takie nieistotne, bo iluzoryczne. To drugie podejście prowadzi do wewnętrznego skłócenia się i dysharmonii. Twierdzenie, że czas jest iluzją pozostaje prawdą. Różne popularne twierdzenia wschodnich nauczycieli pozostają prawdą, tyle że ludzie z zachodu często mają tendencję do wyciągania z nich błędnych wniosków i chodzenia na skróty. Przykładowo te modne techniki radykalnego wybaczania. Wybaczanie zachodzi na końcu procesu, jest jakby znacznikiem tego, że dotarło się do końca procesu przerabiania danego przeżycia. Tak więc jeśli jest przebaczenie, to znaczy, że człowiek już się uporał z problemem, którego ono dotyczy. Nie można tego jednak wykorzystać w ten sposób, że wymuszanie na sobie/wmawianie sobie, że się przebaczyło pozwoli nam przeskoczyć od razu do tego stanu końcowego, w którym już jesteśmy "poukładani", bez przebrnięcia przez cały proces. Ludzie się tak oszukują, wmawiają sobie i innym, że to działa, ale niestety to nieprawda. Podobnie rzecz ma się z ego. Cała masa wypowiedzi o tym w czym przeszkadza ego, dlaczego itd., jest prawdziwa, ale nie należy wyciągać z tego wniosku (co czyni wiele osób), że ma się walczyć ze swoim ego, starać się je blokować itd. Ego w pewnym momencie schodzi ze sceny, ale do tego musi dojść poprzez rozwój, w wyniku przejścia przez proces, to się musi stać w sposób naturalny. Same nauki o ego są sensowne, bo pozwalają na lepsze zrozumienie działania człowieka, jego struktury i przemian, jakim podlega. Myślę, że ludzie na wschodzie (czy przynajmniej większość z nich) zawsze to rozumieli. Jednak kiedy na te same nauki trafili ludzie z zachodu, to odczytali je na swój zachodni sposób, czyli właśnie tak jakby chodziło o przepisy na rozwój. To jest kwestia innego sposobu myślenia. Absolutnie nie twierdzę, że wschodni jest lepszy. Są po prostu różne i to jest świetne, że są różne. Jednak z tego wynikają też pewne nieporozumienia czy/i pozorne sprzeczności.

Momentami piszesz w strasznie depresyjnym stylu. Ten "okrutny świat" itd. Nie wiem czy jest sens się do tego odnosić. Trudno ocenić na ile faktycznie odbierasz świat jako taki straszny, a na ile to wpływ przesiąknięcia wyrażeniami z nauk wschodnich, w których mowa o cierpieniu i usiłowaniu wyrwania się z kręgu cierpienia. Jeśli chodzi o to ostatnie, to jednak można nie chcieć cierpienia zwłaszcza cudzego (bo swoje własne łatwiej znosić) rozumiejąc jednocześnie jego rolę. Można starać się pomagać innym, by zmniejszyć ich cierpienie jednocześnie nie postrzegając świata jako bezsensownej jedynie okrutnej pułapki. Osobiście mam bardzo trudne życie i to nie tak, że to ocena jedynie z mojego punktu widzenia, bo jeśli zdarzy się, że ktoś inny poznaje jego cząstkę, to ocenia je jako o wiele trudniejsze i straszniejsze, niż oceniam je ja. Absolutnie nie jest tak, że lubuję się w cierpieniu i absolutnie nie uważam, by to człowieka nobilitowało. Staram się jakoś sobie radzić i jak każdy normalny człowiek pragnę minimalizować cierpienie. Tak więc to nie jest tak, że nie zauważam albo/i nie doświadczam cierpienia albo/i chcę go doświadczać. Mam, że tak to ujmę, zdrowe podejście. Jestem świadoma cierpienia, ale to całe gadanie o okrutnym świecie... Na ile faktycznie odczuwasz cierpienie innych, ogólnie całego świata? Odczuwa je się naprawdę mocno mając już mocno rozwiniętą empatię, co piszę z własnego doświadczenia (żeby nie było, że się powołuję na czyjeś słowa czy odczucia), ale wtedy też odczuwa się połączenie z innymi istotami i światem ogólnie, odczuwa się bardzo silnie miłość do tego wszystkiego (nie ma silnej empatii bez tego odczucia połączenia i miłości w stosunku do wszystkiego), a w konsekwencji tego, czy też tym samym, trudno nie odczuwać podziwu. Zachwyca piękno i sens wszystkiego. Dostrzega się cierpienie, i to mocniej niż przeciętna osoba, a i odczuwa się je (cudze "ściąga się" na siebie), ale określenie "okrutny świat" odbiera się za absurdalne, zupełnie nie pasujące do opisu świata.

Co do "wyrzekania się siebie samego" - tu jest znowu ta rozbieżność indywidualnych odczuć (co zresztą jest wynikiem indywidualnych doświadczeń). Chcesz być sobą, konkretnym indywiduum, z którym się identyfikujesz. Nic w tym złego, większość tego chce. Bez tego poczucia czują jakby się rozpadali i faktycznie często psychicznie rozpadają się (w związku z czym ta blokada polegająca na odczuwaniu silnego strachu w pewnych sytuacjach jest bardzo dobra). Ja tak nie mam. Mnie się bardzo podoba niebycie, które jest byciem wszystkim, to jest zdecydowanie bardziej intensywne "odczucie" (istnienie) niż bycie kimś indywidualnym. Ale... dopóki jest się fizycznie człowiekiem zawsze w jakimś stopniu pozostaje się indywidualną osobą, przed tym się nie ucieknie. Trzeba starać się to połączyć. Dlatego nie dziw się, że ludzie, którzy przeżyli oświecenie mimo to dalej funkcjonowali/funkcjonują jak ludzie, pobierali się czy coś tam innego. To jest właśnie prawidłowe działanie. Bycie w równowadze. To, że ktoś po oświeceniu potrafi funkcjonować w zwyczajny sposób w sensie żyć wśród ludzi, funkcjonować społecznie itd., powinno raczej budzić podziw i dodatkowy szacunek, niż stanowić jakiś argument na to, że ten człowiek niby wcale nie doznał oświecenia. (To odnośnie tego, co pisałeś gdzieś na samym początku w tym temacie.)
I wracając jeszcze do stanu niebycia indywiduum - u większości osób budzi to opór i lęk, i w większości przypadków lepiej żeby w związku z tym nie szli dalej. Ja tak nie mam, mnie ten stan odpowiada, ja go wolę. U mnie jest bardziej w drugą stronę, że muszę czynić wysiłek by dalej być indywiduum.

Czy jest to wyrzekanie się samego siebie? Myślę, że można to tak nazwać, ale sama bym tego tak raczej nie nazywała, bo ma to negatywny wydźwięk - jakby się siebie zwalczało/zwalczyło, wystąpiło przeciwko sobie, jakby się nie doceniało roli tego bycia sobą, w sensie tej fizycznej postaci, i jakby to było wyrzeczenie w sensie czegoś w rodzaju straty. Nawet tak ogólnie, to brzmi jakby się uważało, że bycie człowiekiem w sensie fizycznej istoty, to takie byle co, a bycie istotą na innych poziomach istnienia (na których zresztą jesteśmy i tak będąc człowiekiem fizycznym), to wow! jakie to prestiżowe! ;P takie wzniosłe! ;P Ja tego tak nie odbieram, bo mam świadomość ważności istnienia w formie fizycznej i doskonałości tego. Można patrzeć w dwójnasób - że ukoronowanie istnienia jest i "w górze", i "na dole". Kabalistyczne drzewo życia - korona wielka jak korzenie - co jest większą doskonałością, faktycznym ukoronowaniem? (pomijając nawę sefiry Keter=Korona, gdyby ktoś chciała się czepiać słów, co by było tu nie na miejscu, więc pragnę uprzedzić).
To jest tak jak z tym patrzeniem na świat i twierdzeniem, że coś nie ma sensu. Takie masz spojrzenie, odczuwanie, odbiór siebie, człowieka/ludzi, świata. Masz je takie na tę chwilę. Ja mam zupełnie inne. Wypowiadam się tu głównie w celu sprostowania uwag pod moim adresem czy na temat Osho, bo uważam za ważne zapobieganie rozpowszechnianiu nieprawdy. Nie zamierzam narzucać Ci swoich poglądów, nie tędy droga.

A jeszcze co do poczucia indywidualności. Nie miałeś nigdy takiego snu, że np. czujesz, że jesteś człowiekiem patrzącym np. na kota i ptaka, potem stwierdzasz, że jesteś też kotem patrzącym na człowieka i ptaka, a potem, że jesteś też ptakiem patrzącym na pozostałych? (Oczywiście nie chodzi mi tylko o patrzenie, ale o czucie i bycie każdą z tych istot) Nieistotne tu to "potem". Możesz je wyrzucić. Po prostu uświadamiasz sobie, że jesteś różnymi istotami jednocześnie, choć na swój sposób mają one nadal swoje odrębne ja, którymi też jesteś. I tak odczuwasz wszystko i postrzegasz z tych różnych perspektyw. Albo jesteś różnymi ludźmi, którzy wchodzą w interakcje i jednocześnie jesteś też obserwatorem całości tej grupy. Takie sny dają pewne pojęcie o niebyciu indywidualnym.


A co do Twoich doświadczeń, to na Twoim miejscu poświęciłabym trochę uwagi energetycznemu BHP, bo jeśli miałeś jakieś takie sytuacje, które opisujesz jako otwarcie trzeciego oka, to najprawdopodobniej wynika to z zablokowania niższych czakr (co jest zjawiskiem powszechnym, więc nie ma tu co popadać w kompleksy bynajmniej). Jeśli świadomie bądź nieświadomie "puszczasz" energię od góry, to kiedy niższe czakry są poblokowane energia musząc wypłynąć potrafi właśnie przejść przez trzecie oko nadmiernie pobudzając czakrę trzeciego oka. (Teoretycznie energia mająca wyższą wibrację powinna rozpuścić blokady idąc w dół w tych niższych czakrach, którym odpowiadają niższe wibracje, ale w praktyce różnie bywa. Dlatego generalnie w ogóle bezpieczniej puszczać energię od dołu, żeby szła w górę kręgosłupa.) Dobrze jeśli jest to chwilowy stan, gorzej gdyby aktywowało Ci się to na stałe, ale u Ciebie jeśli to w ogóle miało miejsce, to na szczęście tylko na moment. Tak czy owak prawidłowo energia powinna przepłynąć od góry do samego dołu, ale by to się stało wszystkie czakry (w sensie tych głównych siedmiu) muszą być odblokowane. A druga sprawa, że przy jakichkolwiek praktykach tego typu bardzo ważne jest uziemienie, czyli solidne połączenie (energetyczne) z Ziemią i planem fizycznym, za co odpowiada czakra korzenia. I to również jest ważne, bo poświęcając się jakimś ćwiczeniom czy nawet rozmyślaniom dotyczącym sfer życia związanych z wyższymi czakrami (czyli wszelkie rozważania duchowe, wzniosła muzyka itd.), tym samym je pobudzasz, co właśnie też może doprowadzać do ich nadmiernej aktywacji (np. właśnie czakry trzeciego oka), co też nie jest bezpieczne, gdy czakry niższe są poblokowane. To też jak najbardziej może powodować odczuwanie dużego lęku, bo to tak jakbyś się "odrywał/odlatywał" od ziemi i solidnego bycia sobą nie mając żadnej "liny ratunkowej", niczego ubezpieczającego, jakbyś odpływał w niebyt tracąc poczucie bezpieczeństwa związane z byciem sobą na planie fizycznym, jakbyś się rozpadał. To w naturalny sposób wyzwala strach, co jest jak najbardziej prawidłowym odruchem obronnym, bo automatycznie "ściąga Cię" "na Ziemię", "ściąga Cię" do planu fizycznego, "wytrąca" z tego "niebytu". Nie trzeba medytacji czy jakichś ćwiczeń, by narazić się na takie sytuacje. Wystarczą częste rozmyślania na "wzniosłe" tematy. Także ludzie, którzy oddają się modlitwie, ogólnie uniesieniu duchowemu/religijnemu np. przeżywając mszę w kościele, nie mając odblokowanych niższych czakr, także niestety mogą za bardzo pobudzić wyższe czakry i zapaść na schizofrenię. Taka jest po prostu struktura człowieka, w ten sposób działa. Tak jak np. kundalini można niechcący wzbudzić urazem fizycznym typu zbicie kości ogonowej.

Są proste ćwiczenia na odblokowywanie i harmonizację czakr. Nie musisz czuć czakr ani przepływu energii, ani innych poziomów istnienia, żeby je robić i żeby były skuteczne, bo ich skuteczność wynika z tego jaka jest struktura człowieka. Znajdziesz bardzo dobre i łatwe ćwiczenia w "Księdze czakr" (chodzi mi o te trzy fizyczne, są bardzo dobre, możesz kupić papierową książkę, a i da się ją łatwo znaleźć w necie w formie elektronicznej). Jest też fajna technika oczyszczania czakry gardła, którą poznałam dzięki Osho. Nie pamiętam z której książki, chyba z Map świadomości. Zadziwił mnie efekt, nie myślałam, że aż tak to działa. Tzn. wtedy w ogóle nie wiedziałam jak to zadziała. Tylko jakiś pomniejszy skutek, w sumie mało ważny na tle pozostałych, był wymieniony i ze względu na to to robiłam, a potem szok, że to działa na całą masę rzeczy i sfer życia.

użytkownik usunięty
Eleonora

Pozwól że ja nie będę się tak rozpisywał tylko napiszę do razu do czego zmierzam. Nie będę pisał o czakrach, Kundalini i innego typu rzeczach. Staram się to wyjaśniać najprościej jak się tylko da. Moim zdaniem to przebudzenie nie jest realizacją ego więc tak naprawdę to nie ma mowy o jakimś rozwoju duchowym. Rozwój duchowy jest dla ego bo ego myśli że to przebudzenie jest właśnie czymś co może zdobyć aby się udoskonalić. W rzeczywistości to właśnie ego jest przyczyną snu o oddzieleniu. W tym śnie wydaje nam się że jesteśmy oddzielną, indywidualną jednostką. Przebudzenie jest swoistym końcem snu o oddzieleniu. Żaden guru nam tego nie da bo my już tym jesteśmy tylko że wydaje nam się że jesteśmy indywidulaną, odrębną od świata jednostką. Tylko że zamiast skupiać się na esencji doświadczenia, na to czym jest doświadczenie samo w sobie to skupiamy się na jego zawartości. W zawartości doświadczenia możemy szukać bez końca i nigdy tego nie znajdziemy. Dlatego też ci bardziej radykalni nauczyciele non duality w ogóle nie mówią o czakrach i Kundalini i tym podobnych rzeczach. Oni nakierowują na samą esencję naszego doświadczenia. To jest tak jakbyśmy spali w nocy i mieli sen i w tym śnie wydawałoby nam się że mamy ciało i jesteśmy indywidualną jednostką w jakimś świecie oddzielnym od nas i w tym śnie widzimy innych ludzi podobnych do nas. Widzimy drzewa, ptaki, domy i całą resztę. Czy jest tak faktycznie? Nie. Nasze ciało zostało wyśnione w tym śnie, podobnie jak inni ludzie i cała reszta. W rzeczywistości ten sen jest w nas i jest zrobiony z nas. Szukaliśmy w tym śnie sposobu na jakieś spełnienie/duchowe przebudzenie a okazało się że sami jesteśmy tym śniącym ten sen o poszukiwaniu spełnienia a ten sen był w nas samych. Nagle się okazuje że wszyscy ludzie są tylko snem, całe to życie zostało wyśnione w nas samych. Wyśniliśmy też nasze ciało które wydawało nam się śmiertelne i indywidulane od reszty świata. To o czym piszę jest czymś zupełnie uniwersalnym. Gdy to zrozumiemy to dojdziemy do wniosku ze nie ma w tym wszystkim nic osobistego. Nie ma nic osobistego w tym życiu. Nie ma tutaj nikogo. Jesteśmy wszystkim i niczym zarazem. To co doświadczamy jest snem ale jesteśmy jednym z naszym doświadczeniem więc patrząc na ten świat jedyne co można powiedzieć to "jestem". Pozornie wydaje nam się że te obiekty są od nas oddalone i oddzielne, tak samo jak wydaje nam się że dźwięki których doświadczamy dobiegają do nas z oddali. W rzeczywistości jesteśmy całkowitą jednością z tym wszystkim bo my sami w sobie jesteśmy doświadczaniem, czystym doświadczeniem. Nie ma czasu, nie ma przestrzeni, nie ma obiektów. To tylko złudzenie. Jest całkowita jedność w której nie ma nikogo. Gdy spojrzymy np. na nasze dłonie to wydaje nam się że to jesteśmy my, że jesteśmy wyłącznie ciałem w zawartości tego doświadczenia. Nie tylko dłonie, jesteśmy całością doświadczenia. To wyśnione ciało jest potrzebne do funkcjonowania w tym świecie form. To nasze ciało jest wyśnione w tym śnie który z kolei jest w nas samych. Ale normalnie to wydaje nam się że ciało jest nami a cała reszta czymś zupełnie odrębnym od nas. Dlatego mówi się o tym jako o śnie o oddzieleniu. Ja nie piszę tu o śnie w nocy. To sen w dzień gdy mamy otwarte oczy.

użytkownik usunięty

Polecam proste eksperymenty na potwierdzenie (lub obalenie) tych teorii. Wydaje nam się że dźwięki dobiegają do nas z oddali. Jednak zawsze doświadczamy ich bezpośrednio. Nawet gdyby wybuchła gdzieś bardzo daleko bomba to ten dźwięk będzie zawsze doświadczony bezpośrednio. Nie ma żadnej granicy, żadnego oddzielenia pomiędzy nami a tym doświadczeniem. Gdy patrzymy na ten świat to dzielimy go na poszczególne, odrębne od siebie obiekty i wierzymy że ma przestrzeń. Patrzymy na niego jako odrębne od niego indywidualne osoby. Jednak gdy doświadczamy tego widzenia to samo doświadczenie jest bezpośrednie, nie ma nic co by je oddzielało. Sam obraz jest płaski i podział na oddzielne obiekty okazuje się pozorny. To jest jak obraz w kinie. W filmie mamy wrażenie przestrzeni i rozdzielenia obiektów ale sam obraz jest płaski. Różnica polega na tym że w kinie obraz jest oddalony od nas i oddzielony. Oczywiście nikt o zdrowych zmysłach nie powie że jesteśmy jednym z obrazem w kinach. Z kolei ten "nasz" obraz nie jest niczym oddzielony. Stanowi jedność z "nami".

użytkownik usunięty

Jeszcze mam jedno pytanie Eleonora. Jak podchodzisz do kwestii przeróżnych rzeczy na jakie można natrafić podczas medytacji. Ja to nazywam bytami? Czy uważasz że te byty są prawdziwe i są zupełnie odrębnymi bytami że tak się wyrażę energetycznymi? Czy te byty mogą być włącznie wytworem naszego umysłu? Pytam się z tego względu że ostatnio przestawiłem się z New Age na pogaństwo i zastanawiam się czy ci Bogowie, demony, duchy i inne tego typu rzeczy są prawdziwe czy to tylko złudzenie. Przykładowo zastanawia mnie że te wszystkie objawienia np. Maryjne dotyczą np. gorliwych chrześcijan. Czemu im się nie pokazuje Shiva albo Zeus tylko jakaś Maryja? To wygląda jakby te objawienia były manifestacją, urzeczywistnieniem ludzkich pragnień.

użytkownik usunięty

Moim zdaniem Tony Parsons i jego nauczania są najbliższe "temu". On nie ściemnia obiecując nie wiadomo co i nie żeruje na tym robiąc biznes czy zakładając jakieś sekty jak Osho. To w ogóle nie powinna być religia ani jakiś konkretny styl życia. Śmieszą mnie ci wszyscy wygoleni, "pomarańczowi" buddyści albo ubrani na czerwono wyznawcy Osho. Bez urazy ale dla mnie całe zjawisko New Age jest śmieszne ze swoim weganizmem i sztucznymi uśmiechami. 


https://www.youtube.com/watch?v=wqDjfC_c5ek  


Prawdziwa esencja non duality. Ego jest iluzją i tak czy inaczej zginie jak umrzemy. My myślimy że ktoś tu jest tylko że samo myślenie nie sprawia że tak jest faktycznie. Wolę taki duchowy radykalizm i prawdę choćby najgorszą (a wiem że brzmi to wszystko kiepsko) niż jakieś cuda na kiju byle pozyskać więcej wyznawców.

użytkownik usunięty

"W ten sposób oddalasz się od prawdy." jakiej prawdy?


'Spytałabym Cię jak odczuwasz takie niebycie fizyczne, ale nie doświadczałeś takiego stanu, więc nie mogę." Chodzi o jakieś OOBE? Nigdy tego nie doświadczałem i nie chcę.


Co do Osho to facet był niebezpieczny dla systemu i dlatego został zlikwidowany. Gdyby ograniczył się do duchowych nauk to by pożył dłużej a że publicznie wygłaszał jakieś marksistowskie poglądy o kontroli urodzin czy likwidacji granic i zbędności polityków to mocno się naraził władzy. Przykłady jego niebezpiecznych wypowiedzi.
https://www.youtube.com/watch?v=MaA5aOpPRoM
https://www.youtube.com/watch?v=x6UMT94jNGI


"Trzeba starać się to połączyć." Moim zdaniem nie staraj się. Wszystko co ja tu piszę traktuję wyłącznie jako ćwiczenie umysłowe. Nie warto się starać, najlepiej to w ogóle na co dzień o tym wszystkim nie myśleć. Umysł i tak nie jest w stanie tego w pełni ogarnąć. Ja już dawno dałem sobie z tym wszystkim spokój, nie walczę z samym sobą i nie robię nic wbrew sobie.

użytkownik usunięty

Ciekawa technika medytacji chodzonej którą podsuwa mnich buddyjski. Chodzimy świadomie skupiając się na stopach. Zazwyczaj to chodzimy mechanicznie skupiając się głównie na własnych myślach.
To jest dobra metoda gdy idziemy np. ulicą i nachodzą nas jakieś natrętne myśli.
https://www.youtube.com/watch?v=_IFvablc6EI

użytkownik usunięty

"Śmierć własna absolutnie mnie nie przeraża, uspokaja mnie." Tak naprawdę to wszyscy w jakimś stopniu się boimy a naszym największym strachem jest strach przed śmiercią. Medytacja konfrontuje nas z naszymi wszystkimi lękami, one wychodzą w trakcie medytacji. Aby mogło nastąpić przebudzenie musimy być ponad strachem przed śmiercią. W przeciwnym razie przegramy z tym strachem, przegramy z nami samymi. Dlatego tu piszę żeby za każdym razem jak się medytuje tak się nastawić jakby mogła nadejść nasza śmierć. To jest jak ustać nad krawędzią, gdy za dużo myślimy przed skokiem to nigdy nie skoczymy. Trzeba po prostu skoczyć, od razu, wbrew przesłankom że to szaleństwo, że to niebezpieczne i pora wracać znów śnić bezpieczny sen.Eckhart Tolle dobrze wyjaśnił o co chodzi z tym strachem. Ten strach i w następstwie ucieczka przed tym światem, ucieczka w iluzję czasu jest wynikiem tego że na pewnym etapie życia zaczynamy mieć wrażenie że jesteśmy wyłącznie ciałem fizycznym a to ciało jest narażone na choroby, starość i śmierć. Ten świat uważamy za obce i wrogie nam miejsce. Więc robimy wszystko żeby uciec przed tym światem, uciekamy w sen i iluzję czasu. Ta ucieczka jest wynikiem naszego strachu, to nie musi być namacalny strach, to może być ukryte głęboko w podświadomości. Zrobimy wszystko, absolutnie wszystko aby uciec przed tym światem i mieć jakieś złudzenie poczucia bezpieczeństwa. Sama obecność tu i teraz jest dla nas mało atrakcyjna. W pewnym sensie jest nawet niebezpieczna. Zauważ jak ludzie rozmawiają, zauważ programy informacyjne. Albo jest mowa o czymś co już się wydarzyło albo wydarzy. Jakaś przeszła, tragedia, plan, zdarzenie albo coś co ma się wydarzyć, obawa o niepewną przyszłość, coś do zrobienia w przyszłości, daty, godziny, prognozy, zdarzenia historyczne. Nikt nie chce być tu i teraz. Osho o tym że nie ma jutra a ludzie się pewnie zastanawiali, ciekawe o co temu facetowi chodziło? https://www.youtube.com/watch?v=Tf8PUAG2aYU

ocenił(a) serial na 9

Ciężko do Ciebie coś pisać w sytuacji, gdy stale zakładasz, że wiesz lepiej od kogoś, co ten ktoś myśli i czuje. Przypisujesz ludziom poglądy, odczucia, zamiary i zachowania i po prostu ignorujesz rzeczywistość. Przyjęłam do wiadomości, że śmierć Cię przeraża, nie wmawiam Ci, że nie. Przyjmij do wiadomości, że mnie nie przeraża. Napisałam Ci zresztą wyraźnie, że nie jest to kwestią mojej wiary, a doświadczenia. A Ty dalej niestrudzenie, że powinnam bać się swojej śmierci. Piszesz "na pewnym etapie życia zaczynamy mieć wrażenie że jesteśmy wyłącznie ciałem fizycznym". Większość ludzi ma takie wrażenie raczej od początku życia tylko w młodości wydaje im się, że mają przed sobą dużo czasu, duże możliwości itd., jak to się zwykle mówi czują się niezniszczalni. Z większością ludzi tak jest, co nie znaczy że z każdym. Przykładowo ze mną nie. Ja wiem, że nie jest się tylko ciałem fizycznym i wiem to z doświadczenia, a nie w to wierzę. Wiem to i czuję żyjąc na co dzień, bo czując na innych poziomach niefizycznych (poza standardowym czuciem na poziomie fizycznym) jednak trudno sobie wmawiać, że się jest tylko fizycznym. Piszesz "sama obecność tu i teraz jest dla nas mało atrakcyjna". To też raczej powinieneś napisać w formie, że np. dla Ciebie. Nie projektuj wszelkich swoich odczuć na innych.

użytkownik usunięty
Eleonora

Zgadza się, boję się śmierci. To bez znaczenia że może być coś po śmierci. Sama świadomość tego że mój mózg zgnije w ziemi i stracę całą pamięć o tym życiu wydaje mi się czymś przerażającym.
Wszyscy w jakimś stopniu boją się śmierci. Nie widzisz tego co dzieje się teraz na świecie? Wszyscy się boją.

użytkownik usunięty

W ogóle nie rozumiesz o czym piszę. Nie każę ci się bać śmierci. Nawet nie pisałem o konkretnej osobie.

użytkownik usunięty

Wartościowe filmy jak ktoś nie zna. Eckhart Tolle mówi o tym dlaczego ludzie żyją w strachu, wyjściu ze strumienia myśli, potędze teraźniejszości.
https://www.youtube.com/watch?v=n4OPy7-as9k
https://www.youtube.com/watch?v=L4hhyWhVbaw
https://www.youtube.com/watch?v=sdzZ20emo2I
To wszystko co ja tutaj piszę nie jest niczym nowym ani odkrywczym. Mówi o tym Eckhart Tolle i wielu, wielu innych duchowych nauczycieli. Tolle ma rację twierdząc że kluczem jest teraźniejszość. Szukanie jest uwarunkowaniem umysłu, pułapką w którą ludzie z łatwością wpadają identyfikując się całkowicie ze swoim umysłem. Moim zdaniem Osho bardzo pobieżnie nauczał. Jego nauki były mało czytelne nawet gdy mówił dobrze. Jego ludzie pewnie wciąż myśleli że chodzi o jakiś proces rozłożony w czasie, o poszukiwanie czegoś, czegoś co znajdą w przyszłości. Dowód że o wartości nauk nie świadczy ilość posiadanych samochodów. Osho był za to świetnym showmanem i mącicielem umysłów.

użytkownik usunięty

Rupert Spira. Znakomite wyjaśnienie czym jest non-duality. https://www.youtube.com/watch?v=mQ9omxg4IIA

użytkownik usunięty

Ciekawy filmik ocierający się o tematykę Kundalini. Młoda kobieta na satsangu u Moojiego mówi że miała to przebudzenie, tej energii.
https://www.youtube.com/watch?v=TcMkY3e7LNQ
Mooji uważa że to nie jest "to" odkrycie prawdziwej natury rzeczy ponieważ dla tej kobiety jest to przeszłe doświadczenie do którego chciałaby powrócić. Mooji opowiada też historię pewnej dziewczyny która pracowała z tego typu energią i ostatecznie kiepsko na tym wyszła. Potem potrzebowała pomocy. Moim zdaniem też jest to niebezpieczne bo wszystko co ociera się o ezoteryke, okultyzm, magię i tym podobne rzeczy jest ryzykowne i niebezpieczne. Ale każdy niech robi co chce, niech sobie wybiera duchowe ścieżki jakie chce.

użytkownik usunięty

Sadhguru o tym czemu joga Kundalini jest najbardziej niebezpieczną aktywnością duchową.
https://www.youtube.com/watch?v=Sv6cGWk9D0E

Moim zdaniem zwykła medytacja np. Vipassana jest niebezpieczna w tym sensie że prowadzi do przebudzenia które w pewnym sensie jest jak śmierć. Jednak gdy ktoś uzna że za bardzo się boi, nie czuje się z tym komfortowo lub po prostu uznał że to nie jest dla niego to gdy przerwie praktykę to wszystko szybko powinno powrócić do normy. Z Kundalini to już nie jest tak oczywiste. Powinno się o tym więcej mówić bo to jest bardzo popularne teraz, wszyscy chcą lewitować i zostać telepatami jak superbohaterowie z komiksów ale mało kto zdaje sobie sprawę jak może być to niebezpieczne.

użytkownik usunięty

Znów przyszło mi coś ciekawego do głowy odnośnie tego przebudzenia. Zastanawiam się co tak naprawdę jest mną. Wyżej pisałem że boję się śmierci bo stracę całą pamięć o tym życiu. Ale ten strach przychodzi i odchodzi. Więc wcale nie jestem tym strachem. Czy mogę w ogóle powiedzieć że ja boję się śmierci? Identyfikuję ten strach ze swoim ja. Piszę, ja się boję. Ale skoro ten strach pojawił się na chwilę i zniknął to nie mogę powiedzieć że to jestem ja. Co najwyżej mogę powiedzieć że strach się pojawił. Te wszystkie doświadczenia wciąż przychodzą i odchodzą a my wciąż jesteśmy jako ta cicha obecność.
Natchnął mnie Rupert Spira w tym filmiku. To jak ten facet rozpracował tą tematykę nie przestaje mnie zaskakiwać.
https://www.youtube.com/watch?v=LjRZPVGs9xU

użytkownik usunięty

Jestem ciekaw jak do tych teorii non-duality odnoszą się zwolennicy zen buddyzmu. Jak w tej teorii o pustce uwzględniają doświadczenia. W non-duality moim zdaniem świadomość jest bezgraniczną przestrzenią w której i z której powstają doświadczenia. Wciąż jednak mowa jest o doświadczeniach. Jak patrzą na to wszystko zwolennicy zen?
Czy zwolennicy Kundalini Shakti traktują przebudzenie jako realizację ego? Czy to sprawi że będziecie czuli się lepszymi od innych ego? Czy uważacie że wszystkie doświadczenia w trakcie medytacji są wyłącznie wytworem naszego umysłu? Czy uważacie że możliwe jest istnienie innych bytów astralnych? Demony, Bogowie, anioły, kosmici, reptilianie i tak dalej. Czy przebudzenie może nie wykluczać istnienia jakiegoś Boga a może sami uważacie się za Boga?
Zapraszam do dyskusji. O filozofii Osho też można pogadać.

użytkownik usunięty

Wszystko jest zrobione z twojej Jaźni
https://www.youtube.com/watch?v=puTVvlNWb0o

użytkownik usunięty

Wyżej pisałem że medytacja jest jak wyrzekanie się siebie samego i żeby przygotować się na śmierć. Znalazłem faceta na youtube który nagrał film i gada podobnie do mnie. Tytuł filmu "medytacja cię zabije".
https://www.youtube.com/watch?v=q_R_lhQfv-c

użytkownik usunięty

Ciekawy film.
Jeff Foster o indywidualności w tym wszystkim.

https://www.youtube.com/watch?v=X8D19HukfeA

ocenił(a) serial na 9

Jeśli piszesz "wszyscy boją się śmierci", to to oznacza, że uważasz, że ja też. Nie chodzi o to, że mnie to jakoś osobiście dotyka, co piszesz, tylko o nieścisłość Twojego sposobu wypowiadania się, która prowadzi do kolejnych przekłamań. Z błędnych założeń i na podstawie błędnych domysłów i teorii wysnuwasz błędne wnioski. Tak samo jak z tym upieraniem się, że Osho to przywódca sekty, który tak zarabiał na tym wszystkim, jakby te wszystkie wspólnoty/komuny, które się wokół niego zakładały nie zużywały pieniędzy na życie (ziemię, zakwaterowanie, ubrania, jedzenie itd.), a wręcz jeszcze tylko je jemu oddawały. Albo piszesz, że uważasz, że nie należy traktować wszystkiego, co jakiś nauczyciel, np. Osho, mówi, jako niepodważalny  paradygmat, a potem właśnie tak do tego podchodzisz. A co do kundalini to nie jest tak, że jedno wzbudzenie załatwia sprawę. Bum i ktoś już jest oświecony. Prawidłowo ta energia ma się unosić, a następnie spływać. To mają być takie cykle. W dół i w górę. To nie jest jednokrotne pójście energii w górę. Kolejna sprawa, że trzeba być do tego przygotowanym. Samo ciało fizyczne nawet musi być przygotowane, bo inaczej energia może je zwyczajnie fizycznie uszkodzić. Dlatego są techniki osłabiania i blokowania wznoszenia się kundalini. Żeby powstrzymać jego wznoszenie się dopóki nie przygotuje się swojej istoty (siebie) na wszystkich poziomach (w tym i fizycznym w sensie fizycznego ciała) do tego, by wznoszące się kundalini było dla nas bezpieczne. To jest właśnie energetyczne BHP, na które nie zwracasz uwagi. Tak jak pisałam o odblokowaniu czakr. Masz podejście, że można to zignorować, bo nie jest to dla Ciebie ciekawy temat do filozoficznych rozważań. I olewasz fakt, że już nawet same takie intensywne rozmyślanie na te tematy łatwo może Ci pobudzić wyższe czakry i zrobić krzywdę w sytuacji, gdy niższe masz poblokowane. Tak więc oczywiście, że jak ktoś zaczyna pracować z kundalini to może sobie zaszkodzić, a nawet powiedziałabym, że większość ludzi prawdopodobnie sobie zaszkodzi, bo właśnie mnóstwo ludzi ma podejście podobne do Twojego, czyli, że olewa to energetyczne BHP, myślą, że celem jest po prostu samo puszczenie energii w górę, a potem mają pretensje do "nauczycieli", którzy ich nawet na oczy nie widzieli. Powtarzasz, że nie ostrzegają. Oczywiście, że ostrzegają, zwłaszcza właśnie przed rozpoczęciem pracy z kundalini. Tyle że masa ludzi ignoruje te wszystkie ostrzeżenia. Napisałam Ci wyżej, że kundalini można pobudzić nawet urazem fizycznym. To nie jest tak, że się wzbudza tylko u ludzi, którzy zaczynają świadomą pracę by do tego doprowadzić. I nie jest też tak, że jak się u kogoś wzbudzi mimo że świadomie nic w tym celu nie robił (nie dążył do tego), czyli można by powiedzieć, że naturalnie, to też wcale nie musi być dla tej osoby bezpieczne. Lekkomyślnością, żeby nie powiedzieć brutalniej, głupotą, jest branie się za takie rzeczy z ciekawości, z poczucia bycia zaintrygowanym, i ignorowanie tych wszystkich przygotowań i ogólnego energetycznego BHP.

użytkownik usunięty
Eleonora

Żeby była jasność czy uważasz że to co robisz jest realizacją twojego ego? Bo gdy za każdym razem piszesz że w przeciwieństwie do innych ludzi nie boisz się śmierci wskazuje to na dużą chęć oddzielenia. Nie kwestionuję przy tym tego że naprawdę się nie boisz.

użytkownik usunięty

Znalazłem stronę gdzie napisane jest jaka jest różnica pomiędzy duchowym przebudzeniem a Kundalini. Trzeba zaznaczyć że to nie musi być wcale prawda. Rozwój duchowy jest tak różnie opisywany, różnie interpretowany że trudno określić ile jest tak naprawdę tych duchowych przebudzeń i które jest prawdziwe.
Wynika z tego tekstu że Kundalini może być jakimś intensywnym fenomenem występującym w świadomości z kolei przebudzenie duchowe jest tym że świadomość uświadamia samą siebie jako prawdziwe ja. Jeśli jest to prawda to ja pisałem tylko i wyłącznie o duchowym przebudzeniu a nie Kundalini.

Co do Osho to ja krytycznie oceniam takich jak on. Osho głupio nie gadał i miał rację w wielu kwestiach tylko że to wszystko wpisywało się w ten nurt New Age i dzieci kwiatów. To przybrało formę kolejnego kultu i stylu życia. Różnica polegała na tym że np. konserwatywny katolik będzie czekał w czystości do ślubu bo taki przyjął styl życia a wyznawca Osho za jego życia miał uprawiać jak najwięcej seksu i z kim popadnie bo przecież to dobre na czakry czy coś w tym rodzaju.

https://twospiritsonesoul.com/blog/everyone-always-asks-me-whats-the-difference- between-kundalini-and-spiritual-awakening-whats-the-difference-between-kundalini -and-spiritual-awakening/

użytkownik usunięty

Rupert Spira o substancji doświadczenia.
https://www.youtube.com/watch?v=bDbXVTdJfNs

użytkownik usunięty

Sadhguru robi porównanie Shiva kontra Budda. Na forum oczywiście zaczęła się batalia który potężniejszy, który ma więcej mocy i osiągnął wyższy poziom jak w grze komputerowej. Powoli dochodzę do wniosku że Sadhguru jest takim duchowym trollem. Ludzie piszą że otworzył sto czakr ale zabrakło mu piętnaście do pełnego przebudzenia. Co za pech:D
https://www.youtube.com/watch?v=sC-yE1c7ypA
Ciekawe o co chodzi mu z tym dzwonkiem, uwziął się na niego, macha nim co jakiś czas. To jakiś rodzaj hipnozy tłumu?

użytkownik usunięty

Stare nagrania z Bentinho Massaro zanim postanowił "usprawniać" ludzkość. W prościutki sposób tłumaczy naturę rzeczy albo jak zmienia się nasze małe "ja". Gdy jesteśmy dorośli to możemy powiedzieć że tak bardzo się zmieniliśmy od czasów gdy byliśmy małymi dziećmi że tak naprawdę staliśmy się zupełnie innymi osobami. Jednak to co jest świadome tego wszystkiego wcale się nie zmienia i nigdzie nie odchodzi. Pojawiające się wspomnienia z tamtych doświadczeń mogą nam dawać złudzenie istnienia czasu. Jednak te wspomnienia pojawiają się zawsze w teraz. W tych nagraniach Massaro porównuje to wszystko do lustra.

użytkownik usunięty

https://www.youtube.com/watch?v=uvRfEeOG7RE
https://www.youtube.com/watch?v=vmR3lSx_XVI
https://www.youtube.com/watch?v=dpWXP3Xfsac
https://www.youtube.com/watch?v=f7y_iFkgwqw

użytkownik usunięty

Jedna niezwykle intrygująca rzecz którą wyłapałem na tym co mówił Massaro. On powiedział żeby nie skupiać uwagi. To jest ciekawe bo medytacja zazwyczaj jest skupieniem uwagi. A tutaj mówi żeby nie skupiać uwagi. hm...

użytkownik usunięty

Ale to nie oznacza że należy bezgranicznie wierzyć Massaro czy jakiemukolwiek innemu duchowemu nauczycielowi. Wprost przeciwnie. Najlepiej nie wierzyć nikomu. Wielu ludzi łapie się na guru i wpadają jak śliwki w kompot w jakąś psychomanipulację, jakieś sekty które dają rzekomo lepsze życie. Patrzą ślepo w takiego jak w jakiegoś Boga. Wierzą we wszystko co powie, nie podważają tego. Jeśli ktoś mówi ci że wie wszystko, jest w stanie odpowiedzieć na każde twoje pytanie to kłamie bo nie ma człowieka który by wszystko wiedział. Życie samo w sobie jest wielką tajemnicą.
Być może przebudzenie nie jest realizacją ego, być może tak a być może jednak nie ale bez względu na to najlepiej być wielkim duchowym egoistą. Bo co jest ważniejsze od twojego życia? Jakiś Bóg, guru, kapłan, jakaś religia? Ostatecznie okazuje się że to nasze życie jest najważniejsze. Wszyscy ci guru i Bogowie są niczym w porównaniu do naszego własnego życia. I to naturalne że chcielibyśmy być bardziej, aby to życie którym jesteśmy rosło coraz bardziej. A ludzie zamiast tego wolą wielbić jakiegoś guru. Nawet gdy okaże się zwykłą łajzą to i tak będą go bronić do upadłego.

użytkownik usunięty

Dola nielota czyli jak zostać nabitym w butelkę:D
https://www.youtube.com/watch?v=px7kdd3lbx8

Gdyby faktycznie możliwa była lewitacja i jakieś inne super moce to mielibyśmy już teraz tysiące lewitujących joginów, tysiące telepatów i samo leczących się ludzi żyjących setki lat. Ale nikogo takiego nie ma.
Sam Osho mógł umrzeć w wyniku otrucia ale chodziły też plotki że mógł brać narkotyki. To by oznaczało że wcale nie był przebudzony. Na pewno przebudzonym nie był Alan Watts który gadał dużo o iluzji ego i ogólnie o rozwoju duchowym a sam zmarł w wyniku choroby alkoholowej ale o tym już chyba pisałem wyżej. Watts chyba był też uzależniony od seksu.
https://www.vismaya-maitreya.pl/kundalini_druga_strona_medalu_-_osho_cz3.html

użytkownik usunięty

Moim zdaniem odnośnie świętości rację ma Eckhart Tolle który powiedział że świętością jest sama obecność tu i teraz. W chrześcijaństwie za świętych robi się głównie ludzi którzy mieli głęboką wiarę albo dokonali czegoś znaczącego. A świętość to samo bycie w teraźniejszości. Ale wtedy osoba nie staje się święta, jest to stan. To nie jest realizacja ego, przez to nie stajemy się lepsi od innych ludzi. Bycie nie jest czymś ekskluzywnym, jest to coś naturalnego dla życia. Ale największą przeszkodą do tego jest nasz własny strach. Ten strach sprawia że uciekamy przed życiem w iluzję czasu. Być może wszystko zmieniło się wielokrotnie w naszym życiu ale to życie nigdy nie było jutro.
https://www.youtube.com/watch?v=3DiWuc2yVaA

użytkownik usunięty

To już ostatni wpis. Podsumuję jak ja to widzę. To przebudzenie jest możliwe tylko w teraz. To jest jak uświadomienie sobie że jest się tu i teraz. Uświadomienie albo inaczej zdanie sobie z tego sprawy. Jeśli ktoś potrafi uświadomić sobie że jest tu i teraz, ale musi to być bardzo głębokie uświadomienie, to nastąpi to przebudzenie. I to będzie błyskawiczne jak na pstrykniecie palca. Nie ma potrzeby medytować latami, nie ma żadnej wiedzy do odkrycia, nie ma nic do znalezienia, nie ma znaczenia miejsce i czas, nie mają znaczenia inni ludzie ani nawet to kim myślimy że jesteśmy. Jesteśmy jesteśmy i zawsze w teraz. Jest to trwała podstawa wszystkiego. Bez tego nie mogłyby się pojawiać te wszystkie doświadczenia, nie byłoby ciała które ciągle się zmienia. To nie stawia oporu temu całemu doświadczeniu. Nie protestuje gdy ciało robi się stare albo choruje. Cokolwiek się pojawi, jakiekolwiek doświadczenie to przyzwala na to. Istotne jest tylko uświadomienie swojego prawdziwego ja a tym ja jest obecność, jestem tu i teraz, po prostu jestem.

użytkownik usunięty

https://www.youtube.com/watch?v=dJx8hlJ6twQ

ocenił(a) serial na 9

Wiesz, nie obraź się, bo absolutnie nie jest to moją intencją, ale Ty właściwie piszesz sam dla siebie. Nie dlatego, że ja tego nie czytam (choć faktycznie przestałam, więc przeczytałam tylko część), ale dlatego, że skupiasz się na wrażeniu, jakie mogą zrobić Twoje przemyślenia (na innych, ale i też na Tobie samym, przede wszystkim na Tobie samym), na ich kształcie, by dobrze/ciekawie/mądrze to brzmiało przynajmniej na pierwszy rzut oka. W wielu miejscach przeczysz sam sobie i nawet tego nie zauważasz.
Jesteś bardzo skupiony na innych, na ocenie poglądów innych, ich przeżyć jak i dokonań, wręcz przypisujesz na siłę ludziom różne poglądy i pobudki, choć w wielu przypadkach Twoje wrażenia co do ich zachowań są zwyczajnie błędne, bo po prostu ich nie rozumiesz przez co błędnie je interpretujesz. Na tej podstawie oceniasz, klasyfikujesz, wyznaczasz oszustów, a nawet wytykasz błędne podejście w stosunku do rzeczy bardzo osobistych dla innych osób, co w ogóle nie powinno być (ściślej nie jest) Twoją sprawą. Twoje zachowanie cechuje silny mesjanizm. Wskazujesz ludziom "właściwy" kierunek i "właściwe" poglądy, demaskujesz oszustów, choć tak naprawdę nie masz ku temu żadnych kompetencji. Kiedy tłumaczy Ci się, że nie masz co do czegoś racji, bo źle coś interpretujesz i/albo piszesz zwykłe kłamstwa, to po prostu to ignorujesz i powtarzasz to samo dalej. W którymś miejscu napisałeś, że ta dyskusja jest dla Ciebie jedynie gimnastyką umysłową (lub jakoś podobnie). Jak najbardziej popieram, bo uważam za wiele dające, dyskutowanie różnych zagadnień pod różnymi kątami i ogólnie ćwiczenie się w sztuce dyskusji. W tym np. przygotowywanie argumentacji i bronienie poglądów, z którymi osobiście się nie zgadzamy. To jest bardzo dobre, bo pozwala wyjść poza własne przeświadczenia i poszerza umysł, pozwala przekroczyć siebie, bardzo rozwija, otwiera oczy, uczy widzenia rzeczy z różnych (i w tym sprzecznych, co istotne) perspektyw. Tylko że to tutaj, to nie jest to, to nie jest tego rodzaju gimnastyka umysłu.
I jeszcze wracając do tego skupiania się na innych - co kto jak odbiera i przeżywa, co robi. To nie byłoby złe gdybyś chciał się z tego uczyć (poznawać bycie inną osobą - to pozwala na wychodzenie poza siebie, swoją płeć, narodowość, kulturę, swoje ja), ale Ty to zestawiasz ze swoimi przeżyciami i poglądami i uznajesz za prawidłowe czy prawdziwe tylko te cudze przeżycia, które pokrywają się z Twoimi. To nie ma sensu, bo w ten sposób nie wychodzisz poza granice, nie poszerzasz postrzegania. Ja bym Ci radziła bardziej nakierować się na siebie, skupić na sobie, a nie na innych. Przez spojrzenie do wewnątrz - wgląd wewnętrzny - ma się dostęp do całości. Patrzenie na zewnątrz jest zgadywaniem na oślep, bo jest zbyt zdominowane przez intelekt, nie korzysta się przy nim z intuicji, nie nawiązuje się połączenia z jaźnią i bardzo trudne, a raczej wręcz niemożliwe, jest w ten sposób dojście do faktycznego zrozumienia.
Są momenty, że sam piszesz, że nie ma sensu przywiązywanie się do jakiegoś guru i powtarzanie wszystkiego po nim, czyli właśnie takie podejście nakierowane na zewnątrz - "patrzenie na innych", a jednocześnie w kółko właśnie to robisz.

wszystkie twoje posty to steki bredni kłamstw manipulacji wskazują na ogromnie nadęte ego i typa, którego nigdy mam nadzieję nie spotkam w życiu bez odbioru

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones