I oto jak na dłoni mamy wyłożone, czym się różni reżyser zdolny od niezdolnego. Na przykładzie dwóch przyjaciół - Quentina Tarantino i Bobby'ego Rodrigueza widać, czym jest talent w kinie, chociaż jeden i drugi teoretycznie robi to samo - pastisz filmów gatunku, dużo krwi i brutalności. A jednak Rodriguez nie śmieszy, tylko brzydzi. U Tarantino sceny krwi i przemocy są wzięte w taki nawias, że nie budzą odrazy. Są błyskotliwą parodią, pastiszem, zabawą i widowiskiem. Rodriguez nie powstrzymuje się od scen obrzydliwych, a dosłowność wybabrywania flaków jest li tylko wulgarną dosłownością i niczym więcej. Błyskotliwości i umowności tu brak, autor porusza się na tak cienkiej granicy pastiszu, że w wielu sytuacjach nie potrafi jej przekroczyć. Jego kino często nie jest wcale pastiszem, tylko po prostu tym, co usiłuje wykpiwać - podławym kinem klasy B.
Grindhousy to właśnie podłe kino klasy B i takie miało być. Tarantino zrobił swój Grindhouse i jako film bardzo mi się podoba, ale no właśnie - to nie grindhouse. Natomiast to, co pokazał nam Rodriguez jest kwintesencją klasy B.
Wszystko fajnie tylko xD Polecam przeczytać definicje pastiszu...
Tak na szybko z wikipedii pomijając samą definicji a kopiując dalszą częsć wyjaśnienia
"Zjawisko pastiszu jest porównywane z falsyfikowaniem, gdyż w najbardziej udanych przypadkach od oryginalnych realizacji danego stylu odróżnia je jedynie metatekstowa informacja od autora podana w trybie przypuszczającym (np. Tuwim uważa, że Rej napisałby...). Dzieło takie w zamierzeniu jest nieodróżnialne od wzorca i stylistycznie z nim jednolite"
Także krytykując Rodrigueza nieumyślnie pochwaliłeś jego doskonałą umiejętność tworzenia pastiszu ;)
Ja też się nie zgadzam. Dla mnie Planet terror jest prawdziwym pastiszem filmów klasy B i zajebiście sfilmowanym. Natomiast Deathproof jest dla mnie filmem strasznie kiepskim, nudnym i nie jest w cale pastiszem, bliżej mu do Filmów klasy C z dobrymi aktorami. Cóż szkoda....