No i byłem pod wrażeniem. Potem film, i tak eksploatowany w niewielkiej liczbie kopii, szybko zdjęto z ekranów. No i pozostawało mi opowiadanie co smakowitszych scen (na przykład z Kazimierzem Kaczorem jako cynicznym UB-kiem) tym znajomym, którzy nie zdążyli zobaczyć. Dopiero po sierpniu 1980 r. film przywrócono do dystrybucji. Znów szedł przy salach wypełnionych na full. Na fali nastrojów, miałem nawet wtedy lekki żal do Wajdy, iż "nie dowalił" tym komuchom jeszcze bardziej. Później dopiero zrozumiałem, jakie to było naiwne myślenie.
Właśnie obejrzałem "Człowieka z marmuru" ponownie, naturalnie na DVD. To nadal jest dobry film, ale jednak już tak nie porusza. Gra Krystyny Jandy, onegdaj rewelacyjna, dziś wydaje się zdecydowanie nadekspresyjna. Pozostaje tylko ta refleksja, że "Człowiek z marmuru", acz niewolny od drobnych ułomności, jest dziełem sztuki. W odróżnieniu od "Człowieka z żelaza" - który jest li-tylko tendencyjnie inscenizowanym paradokumentem.
PS Młody reżyser Burski każe ogolić Birkutowi gębę. Ten się tłumaczy, że przecież on się goli w niedzielę, a "dzis jest czwartek". Tymczasem wszyscy widzą, że Jerzy Radziwiłowicz nie ma na sobie aż czterodniowego zarostu.