Nie zbyt się znam na tych sprawach, ale jak to możliwe, że fala wysokości 1,5 km dostaje się na tybet, który ma średnio 5 km wysokości nad poziomem morza?
Już o samych Himalajach nie wspomnę gdzie wysokość szczytów sięga do 8000 km. Czy to faktycznie byłoby możliwe? Rozumiem, że tsunami to siła, która napiera na ląd niesamowicie, ale aż tak? Tym bardziej to zastanawiające, bo tybet jest trochę w głębi lądu, a nie przy samej linii brzegowej